- Nie. Sam sobie rób.
- Sanji-kun, czy mógłbyś...
- Haaai, Nami-saan~!
-*-
- Ja również. Ścisk, nie ma czym oddychać... - poparła Nami. - To nie są warunki dla mnie...
Na te słowa Zoro przewrócił oczami, co nie uszło uwadze Sanjiego. I, jak to z nimi - nie obeszłoby się bez bójki. Gdyby nie prośba o ciszę i rozpoczęcie zebrania.
-*-
Jakby teraz miał być miły...
Dotychczas milczący - pominąwszy szepty średnio zainteresowanych - tłum uczniów ożywił się i ruszył do wyjścia. Większości towarzyszyła radość z powodu kolejnych wolnych dwóch dni, na które zapewne zaplanowali sobie jakieś wyjazdy lub spotkania. Tylko pierwszaki opuszczały aulę niechętnie, świadomi roboty, która ich czeka. I - co wydawało im się niesprawiedliwe - tylko ich. Dodatkowo, musieli jeszcze zostać jakiś czas z wychowawcą, co - może niewiele, ale jednak - skracało im czas wolny.
-*-
- Macie jakieś pomysły, gdzie moglibyście praktykować? - zapytała Nami, wpatrując się w chmury za oknem.
Stojąca obok niej piątka spojrzała na nią na chwilę, po czym z powrotem zajęła się oglądaniem drzwi do klasy lub niedawno zamiatanej podłogi. Potrzebowali chwili na pomyślenie. Ta szóstka trzymała się razem od dłuższego czasu - już jako dzieci bawili się razem, zazwyczaj w piratów. Czarnowłosy chłopak o przyjaznym usposobieniu, Monkey D. Luffy, zawsze był kapitanem. Rudowłosa Nami, często będąca obiektem westchnień płci przeciwnej, odgrywała rolę nawigatorki i kartografa. Szermierz o farbowanych, zielonych włosach, lubujący się w spaniu i piciu, Roronoa Zoro. Usopp, brunet o kręconych włosach, kłamca, ale posiadający świetne umiejętności snajperskie. Mający słabość do kobiet i dobry gust smakowy - kucharz, blondyn Sanji. I dziewczyna o błyszczących, czarnych włosach, pełniąca funkcję archeologa, Nico Robin. Podobne zainteresowania mieli w rzeczywistym świecie. Wyłączając Luffy'ego, który kompletnie nie miał perspektywy na przyszłość. Dotychczas się tym nie przejmował, ale teraz odrobinę dołował go narzucony mu obowiązek. Dlaczego musiał robić coś takiego, podczas gdy drugo- i trzecioklasiści mogli spokojnie się przez ten czas wylegiwać?
- Pewnie będę praktykował u starucha w Baratie - odezwał się Sanji, zmagający się z chęcią zapalenia papierosa. Zacisnął wargi w wąską linię, ściskając paczkę fajek w kieszeni spodni od mundurka. Na ten widok zielonowłosy prychnął. - Czego, chlejusie? - syknął.
- Stul mordę, napaleńcu, bo ja ci ją zamknę - warknął tamten, będąc gotowy do kolejnej bójki.
Ta dwójka za sobą nie przepadała, to wiedział każdy. Wszyscy się odsuwali, kiedy zapowiadało się na następną walkę. A te zdarzały się bardzo często i bez powodu. Mimo tego, obaj byli gotowi sobie pomóc, nawet jeżeli wiązałoby się to z dużym ryzykiem.
- Przestańcie - wtrącił Usopp, z niezadowoleniem patrząc na dwójkę kłócących się o nic przyjaciół. - Może poszedłbym do pobliskiej szkoły nauczać dzieciaki strzelania z łuku? - wyglądał, jakby nadal zastanawiał się nad tym pomysłem.
Wszyscy uśmiechnęli się, wyobrażając sobie chłopaka w tej roli. Pasował im do niej idealnie. Przepadał za dziećmi, a i one lubyły jego. Łącząc z tym jego zamiłowanie do strzelania, na pewno byłby w stanie wzbudzić w młodych strzelcach pasję do tego, co robią.
- Powinieneś pomyśleć o tym na poważnie - Robin uśmiechnęła się miło i przyjaźnie, czyli jak zwykle.
- A ty, Robin? Jakieś pomysły? - zapytał Luffy, zaciekawiony.
Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, pojawił się wychowawca i wpuścił ich do klasy. Ich opiekunem był Smoker. Rygorystyczny, ale sprawiedliwy i uczciwy. Wzbudzał wśród uczniów szacunek... Czy może raczej - respekt. Było jednak widać, że nie przepadał za swoją klasą, szczególnie za wymienioną szóstką. Nie znali powodu, ale przez prawie trzy miesiące zdążyli się już przyzwyczaić.
-*-
- Sekretarz!
- Na to stanowisko poszukiwane są głównie kobiety.
- Kelner!
- Będziesz podjadał.
- Kucharz!
- Wyjesz całe zapasy.
- Praktykujący nauczyciel?
- Zaraz cię wyśmieję...
- Fryzjer!
- Ty się czasami nawet nie czeszesz...
- Fotograf?
- Aparat to dla ciebie jedzenie.
- Malarz?
- Nie z twoją "duszą artystyczną". Zresztą, gdzie ty chcesz praktykować ten zawód?
- Acee~ - wymamrotał z niezadowoleniem Luffy. - Więc co mam zrobić?
Od pół godziny obaj bracia siedzieli w swoim mieszkaniu na kanapie w salonie. Zastanawiali się nad tym, co ten młodszy mógłby tak w ogóle robić w ramach narzuconego mu projektu. I chyba nieciężko zgadnąć, że wpadnięcie na cokolwiek sprawiało im trudność. Właściwie, to mówienie w liczbie mnogiej było błędem - o ile Monkey faktycznie się starał, to Portgas bardziej był zainteresowany oglądaniem telewizji. Dla niego cała ta akcja była śmieszna. Miał za plus to, że nie musiał brać w niej udziału, bo był trzecioklasistą.
Zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że nie jest w tej chwili przykładnym bratem. Westchnął, wyłączył telewizję i odwrócił się w stronę chłopaka. Widząc jego zmartwioną minę, chciał poczochrać go po włosach, ale nie wyszło mu to. Zamiast cienkich, miękkich kosmyków, jego dłoń zetknęła się z chropowatą powierzchnią słomianego kapelusza.
No tak, faktycznie.
- Czy ty zawsze musisz go nosić? Ludzie uważają cię za dziwaka - powiedział lekko zirytowany.
- Oczywiście, że tak! - Luffy od razu zaprotestował. - To cenny prezent od Shanksa, jak mógłbym rzucić go w kąt? Koszulkę od ciebie też noszę - dodał, uśmiechając się.
- Nie codziennie - zauważył Ace, choć miał na celu już bardziej przekomarzanie się, niż jakiekolwiek formy protestu.
- Wtedy byłoby nieciekawie, haha~!
- Masz rację. Śmierdziuch.
- A patrz na siebie!
- Same piękno.
- Znam inną definicję "piękna".
- Bo jesteś głupi.
- ACE!
-*-
- No, tu się rozdzielamy - Sanji uśmiechnął się do czarnowłosego. - Staruch już na mnie czeka. Pewnie zmusi mnie do szorowania garów.
- Dlaczego~? Nie jadłem jedzenia lepszego niż twoje! Powinieneś gotować!
- Ponieważ lubi robić mi na złość. I nie, Luffy, nie będę ci gotował - blondyn w mgnieniu oka zmiótł wszelkie nadzieje niższego chłopaka na wyżerkę. - Mniejsza, idź już. Liczę, że czeka cię robota - dodał, niemal popychając bruneta w stronę jego celu.
- Nie chcę~!
- Znikaj.
Słomiany jeszcze przez dłuższą chwilę stał na chodniku, oparty o murek czyjegoś ogrodzenia, odprowadzając Sanjiego wzrokiem. Spojrzał w niebo, wystawiając się jeszcze bardziej na palące promienie słoneczne. Mimo, że był dzisiaj ubrany jedynie w jasne, dżinsowe spodenki do kolan i czerwoną koszulkę, a do tego słomiany kapelusz, dający mu odrobinę cienia, to dalej dobitnie odczuwał gorąco. Gdyby nie był zmuszony do znalezienia sobie miejsca chwilowej pracy, przesiedziałby cały dzień w domu, czyniąc tę sobotę kolejną leniwą w ciągu ostatniego miesiąca.
Budynek, przed którym stanął po krótkim spacerze, sprawiał wrażenie zadbanego i Luffy był przekonany, że taki właśnie był. Pomalowany na błękitno z gdzieniegdzie ciemniejszymi akcentami, od wejścia niemal cały oszklony. Uniósł wzrok wyżej, na wielkie, granatowe litery, układające się w słowo "Donquixote", umiejscowione nad wejściem. Brunet przez chwilę bawił się drzwiami automatycznymi, zanim postanowił wejść. Rozejrzał się po głównym pomieszczeniu. Wewnątrz budynek nie różnił się kolorystycznie od zewnątrz - przeważały ciemny i blady niebieski. Monkey z jednej strony uważał to za nudne, ale z drugiej sądził, że właśnie takie kolory pasują do tego miejsca. Zresztą, stojące obok ciemnych sof palmy dodawały temu miejscu uroku.
- Nie wyglądasz na pilnie potrzebującego pomocy, więc czego chcesz?
Ciemnowłosy chciał postąpić znowu do przodu, ale powstrzymał go nieznany mu głos. Zaciekawiony, odwrócił się w jego stronę. Ujrzał niskiego blondyna, ubranego według niego co najmniej dziwnie. Podszedł bliżej i oparł ręce o blat wysokiego biurka, spoglądając za nie. Tak jak myślał, jasnowłosy był naprawdę dziwny! To, że założył obcisłą, czarną bluzkę i białe rurki jeszcze Luffy'ego nie dziwiło... Ale to, że był w czarnych szpilkach owszem.
Chwila. A może się po prostu pomylił!
- Masz trochę męski głos i twarz, jak na tak delikatną ciałem dziewczynę - zagadnął, próbując dowiedzieć się prawdy.
- Jestem chłopakiem, kretynie.
Słomiany wiedział, że to niegrzeczne, ale nie mógł powstrzymać się od patrzenia na blondyna ciekawskim i niedowierzającym wzrokiem.
- Dziwak z ciebie - stwierdził w końcu.
- Spieprzaj - warknął tamten, wyraźnie zirytowany. - Czego tu szukasz?
- Potrzebny mi papier z praktyk do szkoły - wytłumaczył wesoło ciemnowłosy.
- Zapomnij. Szpital Donquixote nie przyjmuje idiotów. Wynoś się - było widać, że próbował się tym odegrać na Monkeyu.
- Niemożliwe~! Koleś, nie ma innego miejsca, do którego mógłbym iść!
- Bywa. Wypad.
Luffy wymamrotał coś pod nosem, niepocieszony. Nie lubił tego malucha. Wyglądało na to, że pracował w recepcji. Brunet z miejsca współczuł wszystkim pacjentom.
Przecież wcale nie zrobił nic takiego! Tylko chciał się dowiedzieć, z kim dokładnie ma w ogóle do czynienia! Czemu ludzie są tacy niemili?
- Dellinger, nie bądź taki - oczom Słomianego ukazała się kolejna osoba.
Była to ładna, szczupła kobieta o spokojnym i przyjaznym wyrazie twarzy. Miała długie, zielone, lekko falowane włosy i złote oczy. Luffy nie wiedział, że farbowane włosy mogą wyglądać na aż tak zadbane, w końcu u Zoro nie mógł tego dostrzec. Hmm, może pomyśli o przefarbowaniu się na czerwono? Uśmiechnął się na tę myśl.
- Czego się szczerzysz? - syknął Maluch.
- Przestań - kobieta znowu zwróciła się do jasnowłosego. - Słyszałam coś o tych waszych praktykach - ponownie spojrzała na ciemnowłosego. - Po to tu przychodzisz? Byłeś już w innych miejscach?
Chłopak kiwnął głową, przypominając sobie wszystkie odmowy, jakie dzisiaj usłyszał. W końcu to Sanji doradził mu, by się tutaj udał i tak też zrobił. Ale tutaj też wystąpiły komplikacje, pomyślał, zerkając na Dellingera. Ten obdarzył go niemiłym spojrzeniem.
- I co, odmówili? - zaśmiała się cicho. - Skoro to tylko trzy miesiące, to poszukamy ci u nas jakiegoś zajęcia.
Brunet uśmiechnął się. Zielonowłosa była zupełnie inna od tego pomylonego recepcjonisty!
- Ha?! Niby dlaczego mielibyśmy go przyjąć?! Jest nam niepotrzebny! - blondyn nie wydawał się być tym pocieszony. Luffy miał ochotę wystawić mu język w tym momencie.
- Ponieważ nie ma powodu, by go nie przyjąć. Do czegoś się zawsze nada, korzyści obustronne - wyjaśniła spokojnie. - Chodź za mną, oprowadzę cię i poszukam ci pracy.
- Hai~!
-*-
- A więc jesteś Monkey D. Luffy. Ja jestem Monet, pracuję tu jako dietetyk. Jeżeli masz jakiś problem, możesz śmiało mówić.
Monkey z zaciekawieniem rozglądał się po korytarzu, czytając nagłówki wiszących gazetek bądź ulotek. Oczywiście słuchał także złotookiej, opowiadającej mu o szpitalu, poszczególnych pokojach w nim się mieszczących i o osobach w nim pracujących. Teraz stali przed mapą budynku, gdzie kobieta wskazywała mu, co gdzie jest.
- Mój gabinet jest tutaj - pokazała mu pomieszczenie gdzieś na drugim piętrze części A. - Najbardziej zajęta jestem od dwunastej do piętnastej. W pozostałych godzinach będę gdzieś na terenie szpitala. Pokój numer trzy należy do Sugar, która jest pediatrą. Pod piątką znajdziesz Vergo, psychologa. W części B znajduje się była sala chorych, pełniąca teraz funkcję pracowni Caesara. To farmaceuta, który w międzyczasie bawi się w tworzenie własnych, dziwnych leków. Jest trochę szalony, ale sądzę, że szybko go polubisz - uśmiechnęła się. - A na koniec gabinet numer dziewięć, należący do Trafalgara Lawa. Zajmuje się zwykłymi przypadkami, ale jego specjalizacją jest chirurgia. Oczywiście, jeśli nie znajdziesz niektórych w ich gabinetach, poszukaj w salach. Jeżeli chodzi o osoby, którym lepiej nie wchodzić w drogę, są to właśnie Law i Vergo. Nie sądzę, by zamierzali uprzykrzać ci życie, ale nie lubią, kiedy ktoś wtrąca się w ich pracę.
- Rozumiem~ - brunet przytaknął spokojnie, choć wcale nie zamierzał być cicho, kiedy sobie tego życzą. - To wszyscy?
- Jeszcze jest Dellinger, recepcjonista. Ma dziwny styl, ale w końcu się do niego przyzwyczaisz. Nie jest pełny wiary w ludzi i jest dla nich niemiły, jeżeli ich dokładnie nie zna, więc jeżeli chcesz go zrozumieć, musisz zdobyć jego zaufanie. Oprócz niego, mamy także dwie pielęgniarki, Violet i Baby Five. Z nimi szybko się oswoisz - zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się, czy czegoś nie pominęła. - Ach, będziesz pracował w piątki po szkole i w soboty od dwunastej do siedemnastej. Twoim zadaniem będzie głównie pomoc innym. Pasuje ci to?
- Jest w porządku - chłopak wyszczerzył się charakterystycznie dla siebie.
- Cieszy mnie to - odparła grzecznie, choć była to tylko formułka. Spojrzała na zegarek na ręce, wskazujący za piętnaście szesnastą. - Myślę, że możesz pójść do Caesara, na pewno nie odmówi twojej pomocy. I byłoby dobrze, gdybyś ubierał się do szpitala bardziej... oficjalnie.
Słomiany przytaknął, choć ostatnia opcja wydawała mu się być kłopotliwa, szczególnie w takie dni, jak dzisiaj. Nie miał z tym jednak większego problemu. Bazując na opisie, wydawało mu się, że personel szpitala nie był taki zły. Rozmieszczenie pomieszczeń również nie zdawało mu się być takie trudne, więc miał duże szanse, by się nie zgubić. A w razie czego, miał Monet. Miał nadzieję, że nie posiadała jakiegoś gorszego oblicza.
- Monet - odwrócił się w stronę kolejnego nieznanego mu głosu.
Po schodach schodził właśnie wysoki mężczyzna o ponurym spojrzeniu. Posiadał czarne, lekko rozczochrane włosy, także baczki i brodę. W każdym uchu miał dwa błyszczące, złote kolczyki. Jego dłonie były wytatuowane, ręce prawdopodobnie też, ponieważ rękaw długiego, białego kitla odkrywał małą część tatuaża. Nosił jasne spodnie w czarne plamki, które Luffy'emu w zabawny sposób kojarzyły się z pandą. Zaśmiał się na to skojarzenie. Wtedy wzrok mężczyzny leniwie przeniósł się na niego
- Tak, Law? - zapytała uprzejmie.
- Kim jest ten dzieciak? - mruknął, nie spuszczając ze Słomianego wzroku.
U Luffy'ego pojawiły się pierwsze oznaki zdenerwowania, zmarszczył brwi. Nowo poznany nie mógł być tak dużo starszy od niego! A więc to był Trafalgar Law... Ten, w którego robotę lepiej się nie wtrącać. Faktycznie, wyglądał na samotnika.
- To Monkey D. Luffy, praktykant, powiedzmy. Szkoła narzuciła mu ten obowiązek. Trochę pomoże.
Słomiany miał wrażenie, że Trafalgar prześwietla go wzrokiem. I było to bardzo nieprzyjemne wrażenie. Przez dłuższą chwilę mężczyzna milczał, a kiedy się już odezwał, było to coś, co całkiem zirytowało chłopaka.
- Będzie przeszkadzał, ale rób co chcesz. Monet, potrzebuję tamtych dokumentów, mogłabyś je znaleźć?
Zielonowłosa kiwnęła głową, więc chirurg cofnął się z powrotem na górę. Ta nieukrywana niegrzeczność wobec Luffy'ego sprawiła, że ten poczuł się niechciany. Ale nie miał zamiaru wyjść i nie wrócić z takiego powodu. W końcu był znany z tego, że pchał się tam, gdzie tylko było wejście.
- Jeszcze zobaczysz, przydam ci się, dziwaku!
Czarnowłosy odwrócił się i obdarzył chłopaka ironicznym uśmiechem.
Hej opowiadanie ciekawe fajnie ujęte charaktery ...
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba