Zadośćuczynienie dla Celty
Shizaya, one shot, shounen-ai
Prawdziwa siła człowieka tkwi nie w uniesieniach, lecz w niewzruszonym spokoju.
- Lew Tołstoj.
- Shizuo, spokojnie... spokojnie... spokojnie... AAA! - Shinra zapiszczał jak baba i ledwo uniknął lecącej w jego stronę kanapy, która, tak a pro po, wybiła szybę i wyleciała przez okno.
Hmm. Mam nadzieję, że nikt nie dostał. Czemu akurat nie mogło tam być tej cholernej pchły?! ... Ach tak. Jest tutaj i właśnie uśmiecha się, jakby był psychicznie chory.
- Właśnie, Shizu-chan, spokojnie~. Nie chcesz chyba, by coś mi się stało, prawda~? - zapytał, robiąc smutną minkę.
- AKURAT TEGO PRAGNĘ NAJBARDZIEJ! - oznajmiłem, chwytając to, co miałem pod ręką, czyli lampę.
-*-
- Shizuś, mogłeś się powstrzymać. Patrz, jak teraz wygląda mieszkanie Shinry i Celty-san~! - zauważył brunet, rozglądając się na boki. Potem westchnął, po czym spojrzał na mnie. - Ja wiem, że w ten sposób wyrażasz swoją miłość do mnie, ale demoluj własne mieszkanie, a nie czyjeś - zacmokał z dezaprobatą. - No i patrz na doktorka. Kuli się biedny za kanapą~ - wskazał na szatyna, który faktycznie tam siedział.
Już trzymałem trochę nerwy na wodzy. Już myślałem, że się trochę opanuję. Ale co ja mogę, kiedy on jest w pobliżu! Zacisnąłem pięści, patrząc na niego niemiło. I wtedy obok nas stanęła Sturlson, której dotychczas nie było w mieszkaniu. Wyglądała na nieźle zdenerwowaną - obok niej unosiło się mnóstwo cienia, gotowego, by zaatakować. Rzecz jasna, mnie i kleszcza.
- | Wy... wy... mam was dość! | - napisała szybko, pokazała i zaraz to skasowała. Nawet się nie upewniła, że przeczytaliśmy. - | Bicie się na mieście było jeszcze dopuszczalne! ALE ZNISZCZYLIŚCIE NASZE MIESZKANIE! | - ramiona jej drgały i raczej nie przez to, że się śmiała. - | I wiecie, co zrobię? Pomęczycie się sami ze sobą! |
Oboje spojrzeliśmy na nią zdezorientowani. Łał, tak swoją drogą, pierwszy raz zobaczyłem na twarzy mendy coś innego, niż ten sadystyczny uśmiech.
- Nie wiem, o co chodzi, ale ja ci nic nie zrobiłem, Celty-san. Daj mi znać, jak okiełznasz tego potwora~ - zerknął na mnie z nutką pogardy, a następnie skierował się do drzwi, które chyba jako jedyne nie były uszkodzone w żadnym stopniu.
Spojrzałem na Dullahana. Machnęła przed sobą ręką, a kłęby dymu, wznoszące się w powietrzu obok niej, poleciały z dużą prędkością w kierunku czarnowłosego. Skutecznie odsunęła go od drzwi - przywalił w ścianę na przeciwko nich.
- | A jak myślisz, kto sprowokował Shizuo? Jesteś tak samo winny, Izaya! |
Fajnie. Przynajmniej raz dzisiaj oberwał. Trudno, nie ode mnie, ale jestem pewien, że również boleśnie.
- Więc? Co tak właściwie planujesz? - zapytałem, zapalając papierosa.
No dobra, wypełnię tą jej zachciankę. W końcu musiałem coś zrobić - zniszczyłem jej mieszkanie.
- | Poprzebywacie trochę ze sobą. A dokładniej, spróbujecie wyciszyć swój gniew i nienawiść wobec siebie. Etap pierwszy: wspólna praca. | - poinformowała.
- Dobra, zagrajmy w grę - mruknął czerwonooki sam do siebie.
I nagle odechciało mi się bycia takim dobrym.
~*~
- Przestań podjadać te pieprzone ootoro, pasożycie! - syknąłem już nie wiem który raz w ciągu ostatniej godziny.
Proszę cię, Celty-san. Serio? Twoim zdaniem zapewnienie nam tymczasowej pracy w Russian Sushi to idealny pomysł? Ugh...
- No co~! Korzystam~! Znaczy się... próbuję, nie wiadomo czy na pewno dobrze je robię, tak, tak - poprawił się szybko, kiedy Simon przyszedł nas skontrolować.
- Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi zobaczyć moment, w którym będziecie stali obok siebie tak blisko i nie próbowali się zabić - Brezhnev uśmiechnął się, odbierając kolejną zamówioną porcję sushi.
Właśnie. Ja i Orihara staliśmy od siebie w odległości jednego metra. METR, ROZUMIECIE?! Ciężko mi było wytrzymać! A kruczowłosy oczywiście musiał to zauważyć i specjalnie mi to utrudniał, zbliżając się do mnie. Obrzydliwe!
- Masz rację... tak blisko z Shizu-chanem nie byłem jeszcze nigdy~! - przytaknął z tajemniczym uśmiechem - Nie, Shizu-chan~? - wyszeptał mi to do ucha, obejmując mnie w pasie.
Powieki zadrgały mi niebezpiecznie. Nie dość, że to, co powiedział, mogło mieć drugie znaczenie (a nie miało!), to jeszcze... ON MNIE DOTKNĄŁ! FUJ!
Chwyciłem go jedną ręką za nadgarstki, by się nie mógł wyrwać, a tacka z kolejną porcją sushi wylądowała na jego twarzy. Potem go odepchnąłem tak, że wylądował na zapleczu. Czyli przeleciał przez ścianę.
- Masz rację, Izaya-kun. Musiałem to naprawić - warknąłem wściekle.
Oj... chyba etap pierwszy właśnie się skończył.
~*~
Siedziałem właśnie w dalej zdemolowanym (no cóż... w półtorej godziny się nie naprawi się całego domu) mieszkaniu dostawcy i doktora. A ten robak tuż obok mnie. Niestety, ale to była jedyna kanapa, która nie była doszczętnie zniszczona.
... jeszcze.
- | Długo nie wytrzymaliście... Etap drugi: może... zaopiekujcie się jakimś zwierzątkiem? |
- Dobry pomysł. Chcę mieć kota - pchła odezwała się od razu po przeczytaniu wiadomości, uśmiechając niby wesoło.
- Mowy nie ma. Będzie pies - wciąłem się, jeszcze spokojny.
Informator spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Nadymał policzki i teraz wyglądał jak dziecko.
Ta, dziecko. Taki mały geniusz zła raczej.
- Ale kot będzie lepszy!
- Pies.
- Kot!
- Pies.
- Kot!
- Pies.
- Ty sam jesteś jak ten pies! Duży, straszny... zapchlony...
- ŻE CO PROSZĘ?!
-*-
| ... rozmawiałam z Shinrą. Dam wam chomika... | - napisała, niepewnie się do nas zbliżając.
Po chwili zza pleców wyjęła takiego słodkiego, tyci tyci... co?
W każdym bądź razie, wyjęła zwierzaka, o którym wspomniała. Miał kremową sierść i jedną, czarną plamkę pod główką.
- Przecież Shizuś go zgniecie - stwierdził manipulator, biorąc gryzonia do rąk.
- Nie martw się, tylko z tobą chciałbym to zrobić - syknąłem.
No! Naprawdę wszyscy myślą, że mógłbym zabić bogu winne zwierzątko?!
...
Tak teraz myślę, że to, co powiedziałem, miało spory...
- Podtekst, Shizu-chan, podtekst... - menda zaśmiała się, spoglądając na mnie - To, że ty chcesz to ze mną zrobić, nie znaczy, że ja chcę z tobą. Ble~! - dodał jeszcze, szczerząc się wrednie.
Powieki znowu mi zadrgały, a ja zacisnąłem pięści. On jest taki... Odpychający! I on, i to, co mówi! A SZCZEGÓLNIE TO, CO MÓWI!
Widząc, że szykuję się do ataku, wyciągnął ten swój nożyk. Takie to się powinno w kuchni trzymać, a nie z nimi po mieście latać, tsk. Dobrze, że Celty-san i jej cień zawsze byli w pogotowiu, bo byłem gotów z miejsca go zamordować i nie martwić się konsekwencjami.
Brunet wzruszył ramionami i schował wykałaczkę, kiedy uznał, że zagrożenie z mojej strony chwilowo minęło. Nadal jednak na twarzy miał swój charakterystyczny uśmiech.
- Swoją drogą, nazwę go Shizuś - odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
- | Dlaczego? Ze względu na umaszczenie? |
- Nie. Bo jest tak samo gruby.
- ... IZAAAAYAAAA-KUUUUUN...
~*~
- | Nie mam już na was sił... Etap trzeci: spędźcie noc w zamkniętym pokoju. Jeżeli się nie pobijecie, dam wam spokój... |
W końcu! Tak, opanuję się. Opanuję się, to da mi spokój, ha! Liczę, że Orihara pójdzie mi na rękę i będzie trochę współpracował...
Shinra wskazał, o jaki pokój chodzi. Cały biały, bez żadnego okna, z tylko jednym meblem wewnątrz - dużym łóżkiem. O, ciekawe, jednak jeszcze coś przetrwało... Tak a pro po, ten brak mebli... pozbawili mnie broni. A jemu to noża nie zabrali!
Czarnowłosy od razu skoczył na posłanie. Pokręciłem głową już trochę wyczerpany tym wszystkim. Kiedy tylko wkroczyłem do komnaty, drzwi zamknęły się. Westchnąłem ciężko.
- Posuń dupę, też chcę się położyć - warknąłem, choć warknięcie nie zabrzmiało tak groźnie, jak na początku tej całej "zabawy".
- Nie ma mowy~ - rozłożył się jeszcze bardziej, wystawiając mi język.
Na moim czole pojawiła się pulsująca żyłka, a ja wykrzesałem z siebie trochę siły. Podszedłem do łóżka i chwyciłem go za kołnierz bluzki, podnosząc na wysokość swojej twarzy. Mimika jego mordki zmieniła się: zawitał na niej typowy dla niego wyszczerz, który po chwili stał się delikatnym uśmiechem.
- No dobrze, Shizuś... - westchnął cicho - Ale wiesz? Najpierw chciałbym ci coś powiedzieć~! - zbliżył usta do mojego ucha. Owiał je ciepłym oddechem, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz... wróć, co? - Kocham cię, Shizu-chan - wyszeptał, po czym musnął moje usta swoimi.
Rozszerzyłem oczy w niedowierzaniu i momentalnie go puściłem, odsuwając się. Po chwili siedziałem w kącie na drugim końcu pokoju. Fuj, fuj, fuj, ble... on... on mnie pocałował!
Jestem tak zszokowany i zniesmaczony - a do tego zmęczony - że nawet nie zareagowałem. Zresztą, miałem się powstrzymywać... GORZEJ, ŻE ON NIE WSPÓŁPRACUJE...
Odpuściłem mu to łóżko. Tak. Niech się prześpi, bo to będzie jego ostatnia noc!
... Słaba wymówka.
~ Izaya
Hah, wiedziałem, że podziała. W sumie, to jeszcze się obawiałem, że dostanę, ale jak widać, nie dostałem...
Teraz całe łóżko moje~!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz