Dowiedz, że wcześniej byłem samotny
Dnia piątego nie ma rozkazu, bo Shizu-chan nie chce ze mną rozmawiać
"Właśnie to jest powodem, dla którego ludzie się zakochują"
Dnia piątego nie ma rozkazu, bo Shizu-chan nie chce ze mną rozmawiać
"Właśnie to jest powodem, dla którego ludzie się zakochują"
Każdy człowiek ma jakiegoś fioła, ale zdaje się, że największym jest mniemanie, że się nie ma go wcale.
- Nikos Kazantzakis
10:12
Do: Bestia
Hej, Shizu-chan~!
Doręczono
10:20
Do: Bestia
Shi-zu-chaaan~
Doręczono
10:26
Do: Bestia
Jak tam będzie z twoim dzisiejszym przyjściem? :>
Doręczono
10:30
Do: Bestia
Shizuuu-chaaaan~!
Doręczono
10:34
Do: Bestia
Mam dla ciebie fajne zadanie, jestem pewien, że będziemy się dobrze bawić ^^
Doręczono
10:36
Do: Bestia
Shizuś...?
Doręczono
10:37
Do: Bestia
Odpisz~!
Nie doręczono
Spojrzałem na zegarek, wskazujący za piętnaście dwudziestą drugą. Zaśmiałem się cicho, znowu czytając swoją jednostronną korespondencję z Shizusiem sprzed około dwunastu godzin. Nie dostałem bowiem od niego żadnej odpowiedzi.
Po nieudanej próbie wysłania ostatniej wiadomości sprawdziłem swoje środki na koncie. I tak jak myślałem - były wystarczające, by poszła. To oznaczało tylko jedno - bezczelny pierwotniak wyłączył telefon. I chyba nie trudził się włączaniem go, bo kiedy niedawno próbowałem do niego zadzwonić, jakże miła pani oznajmiła mi spokojnym głosem, że wzywany abonent jest poza zasięgiem bądź ma wyłączoną komórkę. I coś dziwnie byłem przekonany, iż tu chodziło o tę drugą opcję.
Westchnąłem cicho, opierając głowę na dłoni. Może i wiedziałem, że wczoraj posunąłem się odrobinę za daleko, ale nic sobie w sumie z tego nie robiłem. Nigdy nie gryzły mnie jakieś wyrzuty sumienia po tym, co mówiłem. Ba, ja celowo drwiłem z ludzi (możliwe, że to między innymi dlatego mnie nienawidzili, nad czym bardzo ubolewałem, gdyż ja ich przecież kochałem), chcąc zobaczyć emocje, jakie pojawiały się na ich twarzach po usłyszeniu tych kpin. Wykorzystywałem słowa dla własnych, niezrozumiałych dla innych korzyści. Zazwyczaj wywoływałem takie uczucia jak złość, żal lub smutek i to właśnie złości oczekiwałem wczoraj od blondyna. To była jedyna sytuacja, kiedy był przewidywalny - zawsze irytowało go to, o czym do niego prawiłem. Nawet sama moja obecność potrafiła go doprowadzić do nerwicy. Dlatego tak bardzo się zdziwiłem. Nie tylko ubiegłego dnia, ale i nawet wtedy, kiedy przyjął te wyzwanie. Okej, trzy tygodnie beze mnie - trzema tygodniami beze mnie, ale Heiwajima najchętniej nie zobaczyłby mnie już nigdy w życiu, co z bólem musiałem przyznać. Z ochotą sam by mnie wykopał z Ikebukuro, z Tokio, a może i nawet z Japonii, ale oczywiście nie był w stanie.
Właściwie, to dla niego najlepiej wyglądałbym martwy, no ale tak dobrze w życiu to nie ma. On powinien o tym wiedzieć najlepiej.
Jednak nic nie zrobił. Nie uderzył mnie, nie zwyzywał, nie rzucił we mnie moimi drogimi meblami (a od kiedy pamiętam, nigdy nie szanował moich luksusów). Po prostu wyszedł. Hm. Może miał mnie dość?
To dość zrozumiałe, skoro nie lubiliśmy swojego wzajemnego towarzystwa...
W sumie, to jasnowłosy zawsze mi dobitnie pokazywał, że za mną nie przepada, więc chyba to możliwe. A biorąc pod uwagę fakt, że nienawidziła mnie większość tokijskiego społeczeństwa (co mnie niezmiernie bolało), a Shizu-chan mianował się moim wrogiem numer jeden... Tak, było niewykluczone, że był mną zmęczony. Ale cóż, takie moje zajęcie. Pieniędzy za to nie miałem, lecz mogłem być blisko niego i denerwować go.
Nie, "być blisko niego" nie w TAKIM sensie. Tylko Shinra mógłby wpaść na taki niedorzeczny pomysł (i - o zgrozo - już mu się to udało...). Zacznijmy od tego, że gdybym naprawdę chciał być dla Heiwajimy kimś ważnym, to zacząłbym chyba raczej od przyjaźni, a nie od nienawiści. Nadal w sumie ciężko mi zrozumieć, jak można odczuwać potrzebę bliskości z potworem, ale nie wnikam w czyjeś upodobania. Pewnie ich jara masochizm. Mnie na pewno nie.
Tak w gruncie rzeczy, to nasze relacje to tylko i wyłącznie jego wina, bo to on stwierdził, iż mnie nie lubi, nawet mnie nie znając. A szkoda, bo możliwe, że stanowilibyśmy zgrany duet, który cieszyłby się złą sławą we wszystkich trzech głównych dzielnicach Tokio.
A tak na marginesie, to właściwie mógłbym mieć pieniądze za jego obserwację. Już wielu klientów zgłosiło się do mnie po informacje dotyczące niego. Grzecznie odmawiałem, dopóki nie trafił się jakiś nachalny lub taki, co wyglądał na zbyt niewinnego (wiadomo, że niewinność jest jedynie sztuczką, na takich ludzi należy uważać najbardziej). Wtedy stawałem się mniej przyjemny i niekiedy ostrzegałem, by nie byli zbyt ciekawscy, bo to może się źle dla nich skończyć. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego niby miałbym im udostępniać wiadomości o moim Shizusiu? Moja Bestia, więc i informacje zachowuję dla siebie. Proste. Pfhahaha, jak teraz sobie przypomnę, to kiedyś nawet przyszło do mnie dwóch napakowanych dryblasów, którzy najwyraźniej trochę nie zrozumieli, na czym polega moja praca. Chcieli bowiem, bym się dla nich pozbył Heiwajimy. Od razu ich wyśmiałem.
... Trochę się przejęzyczyłem, nie "moja", tylko... "nieznośna", o.
Chociaż, po części Shizu-chan był mój. Często wpadał w moje sidła. I tylko dlatego "po części", ponieważ zawsze się z nich wyplątywał. Jakby tego było mało, to niekiedy (miałem szczęście, że tak jak ja jego, on również nie był w stanie przewidzieć do końca moich ruchów) rujnował mi plany, ratując z sieci innych. Jeżeli uznać mnie za pająka, to człowiekiem, który wybawiłby owady od mojego władania, byłby Shizu-chan. O ile ostatnie porównanie było zupełnym absurdem, bo Shizuś nigdy nie będzie w moich oczach choćby odrobinę ludzki, to pozostałe dwa wydają się mieć jakiś sens. Ludzie byli jak robaki, których z łatwością dało się pozbawić życia. Tak jak robaki, egzystowali w ciągłym strachu i wahaniu, czy aby na pewno danego dnia nie jest im pisana śmierć. Umierali z woli tych silniejszych od siebie, pogodzeni ze swoim losem. A ja? Wprawdzie nie miałem zamiaru zjadać człowieka (całkowicie odpychający pomysł), ale tak jak pająk chwilę rozkoszowałem się strachem ofiary, zanim ją uśmierciłem.
Hmm. W sumie, nie wiem, czy porównanie siebie do tego włochatego stworzenia jest jednak odpowiednie. Ja mogłem z łatwością zlikwidować słabszych od siebie, lecz wystarczył jeden taki "człowiek", by mnie posłać na tamten świat. Ta wizja nie jawiła mi się zbyt radośnie.
Na szczęście była nieprawdziwa - ja nigdy nie zamierzałem tak bezmyślnie oddać swojego bytu w jego ręce.
A. Nie zapominajmy, że jestem Bogiem.
Przeciągnąłem się jak kot, mrucząc przy tym cicho. Spojrzałem na siedzącą przede mną Namie-san, która już od ponad godziny męczyła się z dokumentami na moim biurku. No cóż, ja je tylko ułożyłem na stos, by w miarę ładnie wyglądały i nie zajmowały więcej miejsca, niż normalnie. Porządkowanie ich postanowiłem zostawić jej. I tym, co mnie bawiło, była jej niechęć. Powiedziałem jej, że ma się tym dzisiaj zająć, a ta mimo to odłożyła sobie posegregowanie tego wszystkiego na koniec, co zmusiło ją do zostania na dłużej. I jeśli tak dalej pójdzie, chyba stąd do jutra nie wyjdzie.
Gdzieś między papierami mignęło mi jakieś zdjęcie, więc zaciekawiony szybko je odnalazłem. Uśmiechnąłem się rozbawiony, kiedy już mu się przyjrzałem. Przedstawiało siedzącego na przysłoniętym czerwoną szmatą tronie Shizusia, przebranego za Mikołaja. Obok niego stało poobwieszane przeróżnymi ozdobami bożonarodzeniowe drzewko, pod którym leżało dużo prezentów. Fotografia pochodziła jeszcze z czasów Raijin, dokładniej z bodajże siedemnastego grudnia - jego klasa postanowiła wtedy podarować każdemu chętnemu do odwiedzenia ich drobny prezent. Doskonale pamiętam tamten dzień. Kiedy tylko się o tym dowiedziałem, od razu zawitałem w ich sali. Po krótkiej wymianie złośliwości rozsiadłem się wygodnie na kolanach jasnowłosego, czekając na prezent. Nie trudno było zauważyć, że swoim zjawieniem się bardzo nadszarpnąłem jego nerwy i zapewne gdyby go koledzy nie prosili, by nic nie zniszczył, już dawno by to zrobił. Wyprowadzony z równowagi, wziął pierwszy-lepszy prezent z górki podarków i wcisnął mi go w ręce. Niedostatecznie usatysfakcjonowany, zachęciłem znajomych z klasy do dołączenia się do tej akcji. I w taki oto sposób zostałem głównym elfem Mikołaja, czym rozzłościłem go jeszcze bardziej, niż przedtem. Tamtego dnia po raz pierwszy oberwałem, bo nie wyczuwałem zagrożenia ze strony - pozornie - zwykłej choinki.
Jednak nieświadomie wynagrodził mi to tamtym podarunkiem. Paczuszka była stosunkowo mała, więc nie spodziewałem się po niej niczego nadzwyczajnego, a i tak poprawiła mi humor. Kiedy tylko ją odpakowałem, ujrzałem czekoladkę w kształcie serduszka.
Zaśmiałem się cicho pod nosem i zaraz zacząłem kaszleć przez - no oczywiście - niewyleczone jeszcze przeziębienie. Zwróciłem tym uwagę zaabsorbowanej tymczasowym zajęciem czarnowłosej. Spojrzała na mnie pytająco, po czym zerknęła na zdjęcie. Z drobnym zainteresowaniem wyjęła mi je z dłoni, a kiedy już zobaczyła widniejącą na nim osobę, uniosła brew.
- Ty chyba naprawdę masz obsesję na jego punkcie - skrzywiła się. - Oprawić ci to w ramkę? - zapytała odrobinę kpiąco.
Obsesję? A skąd. Ja jestem po prostu zainteresowany jego życiem. To chyba jasne, że wróg powinien wiedzieć o wrogu jak najwięcej. Choć - nie ukrywam, gdyby to on posiadał zbyt dużo informacji o mnie, to to nie byłoby mi na rękę... Tylko, że blondyn nie odczuwał takiej potrzeby, bo nie miał manii na moim punkcie. Ja odnośnie niego nie mogłem powiedzieć tego samego.
... Hmm. Tego nie było, to się nie zdarzyło, ja o tym nie pomyślałem.
- Gdybyś była tak miła - sarknąłem.
Wstałem i podszedłem do oszklonej ściany, wyglądając przez nią. Ludzie dalej spokojnie przemierzali ulice, zupełnie nie przejmując się mrokiem, który od razu zwiększał ilość czyhających na nich niebezpieczeństw. Niektórzy szli wolniej, niektórzy szybciej. Niektórzy zatrzymywali się, by wstąpić do sklepu, niektórzy po to, by przeprowadzić krótką konwersację ze znajomymi. Spojrzałem lekko w bok.
No i miałem rację odnośnie niebezpieczeństw~! Uśmiechnąłem się psychicznie, widząc kilku mężczyzn i młodą dziewczynę w zaułku. Dokładniej, napastowaną dziewczynę i molestujących ją kilku mężczyzn. Posiadała sięgające jej do łopatek falowane, rude włosy, za które właśnie ją ciągnięto. Zaciskała powieki, więc nie mogłem dostrzec koloru oczu. Była młoda - wyglądała na licealistkę, miała zresztą mundurek z Rairy. Wszyscy płci męskiej wyglądali prawie tak samo - po dwudziestce, nieprzyjemne wyrazy twarzy, poszarpane i zniszczone bluzy. Jedynym, co ich różniło, był wzrost.
Chwilę jeszcze się na to patrzyłem, ale stwierdziłem, że to mnie w ogóle nie interesuje. Nie odczuwałem żadnego podniecenia, nie zamierzałem też bawić się w bohatera. Mógłbym popatrzeć dla samych emocji, ale... To było jednak wyjątkowo obrzydliwe i nie miałem ochoty tego obserwować.
- Hej, Namie-san - na powrót przeniosłem wzrok na przechodzących pod blokiem moich ukochanych. Dużo par. - Jak myślisz, dlaczego ludzie się zakochują?
Nastała chwilowa cisza, podczas której dalej wpatrywałem się za to, co było za szybą, a ona przestała porządkować, uciszając tym samym szelest kartek. Cierpliwie czekałem na odpowiedź, nad którą widocznie potrzebowała pogłówkować dłużej.
- Ponieważ nie chcą odczuwać samotności...?
Spojrzałem na nią. Trochę się zdziwiłem, ale nie dałem po sobie tego poznać. Przeanalizowałem jeszcze raz pytanie oraz odpowiedź, po czym się uśmiechnąłem.
I to zawsze było takie banalne?
- Otóż to - powiedziałem jedynie i szybko skierowałem się ku drzwiom, po drodze chwytając przewieszoną przez oparcie kanapy bluzę.
Kiedy naciskałem już na klamkę, spojrzałem na leżącą na stoliku planszę. Po chwili namysłu przesunąłem symbolizującego mnie pionka o jedno pole bliżej pionka, który symbolizował Shizu-chana. Kątem oka zauważyłem, jak Yagiri zmarszczyła brwi, dalej nie zdając sobie sprawy, o co chodzi w mojej grze. Zaśmiałem się cicho.
- Pamiętaj, by zamknąć mieszkanie - rzuciłem jeszcze do czarnowłosej i opuściłem apartament.
Wbrew pozorom - Namie-san potrafiła być pomocna, wystarczyło ją po prostu naprowadzić. O ile jej poprzednia odpowiedź nie dała mi praktycznie nic, to ta...
Coś mi się po części wyjaśniło.
Ludzie czują się samotni, bo nie są kochani. Ja kochałem, ale moje uczucie nie było odwzajemnione. Więc - jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało - by zrozumieć, potrzebowałem miłości.
~*~
Przechadzałem się wesoło po Ikebukuro, co chwilę mijając neonowe szyldy i ładnie oświetlone wystawy sklepowe, prezentujące atrakcyjne, acz zupełnie niepotrzebne przedmioty. Nie byłem zainteresowany kupnem czegokolwiek, więc jedynie patrzyłem. Miałem dość dobry humor i chyba nic nie było mi go w stanie zepsuć. Szczególnie, że byłem otoczony ukochanymi ludźmi~!
... Którzy nie kochali mnie.
Mniejsza. Szukałem Shizusia z nadzieją, że mu się nudziło i tak samo radośnie jak ja spacerował sobie po mieście. Do jego mieszkania wolałbym iść dopiero w ostateczności. Nie chcę, by wiedział, że ja wiem, gdzie ma gniazdko. Mógłby się przecież zdenerwować... Choć w sumie to było przeze mnie pożądane. Złość na pewno była lepsza od milczenia.
Wytężyłem słuch, ciekawy, co aktualnie dzieje się na mieście i czym zajmują się moi ukochani ludzie.
- Pójdziemy do mnie~?
- Kochanie, wracajmy już. Asuka została sama w domu.
- I wiesz, co mi wtedy ta suka powiedziała?! Że nie jestem dla niej kimś, z kim mogłaby spędzać czas!
- Hej, otwierają nowy sklep z ubraniami. Przejdziemy się?
Westchnąłem cicho. Niektóre jednostki potrafiły być naprawdę nudne. No ale cóż, ja nie kochałem ludzi za to, jakimi są, a za to, że należą do tego gatunku. Musiałbym być nienormalny bądź niesamowity, gdybym starał się pokochać każdego bez wyjątku. No, niestety nawet ja nie mam takich możliwości. Przykładem jest chociażby Shizuś. Może nie do końca, bo człowiekiem nie jest, ale jednak.
Tak właściwie, to dlaczego ja go w ogóle szukam? Czego od niego chcę? Dzień zaraz się skończy, zapisany jako zmarnowany. Może powinienem jednak przejść się do niego? Co wtedy mogłoby się stać? Wywali mnie z domu? Zezłości się? Wyprosi? Pozwoli zostać? Tak naprawdę nie wiedziałem, czego powinienem się po nim spodziewać. Może za nim nie przepadałem, ale nie mogłem zaprzeczyć, że był najciekawszy ze wszystkich!
- Ten nowy gang zaczyna mnie już denerwować. Panoszą się, jakby byli nie wiadomo kim! Trzeba dać im nauczkę.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy przechodziłem obok jakiegoś wolnego miejsca między dwoma budynkami. Zerknąłem kątem oka w tamtą stronę i zauważyłem dwóch kolesi z żółtymi elementami. Prychnąłem ledwo dosłyszalnie. Przeróżne szajki osiągają jednak swą największą aktywność późnymi godzinami. To dobrze, bo zazwyczaj o tej porze byłem w Ikebukuro, a miałem odnośnie nich zlecenie. Mnie samego niewiele to interesowało, ponieważ oba gangi były dość niewielkie liczebnie i słabe, więc nie mogły zapewnić mi rozrywki. Nie wierzyłem w możliwość ich wybicia się, gdyż kombinować również nie potrafili. Jak to szajki - preferują rozwiązania siłowe, zamiast pomyśleć.
Niczym Shizuś...
Hmm... wprawdzie mógłbym im pomóc się wznieść na wyższy poziom. Znam słabości innych gangów i gdybym je im zdradził, byliby w stanie pokonać pozostałych. Miałbym też nad nimi kontrolę, robiliby wszystko, co zechcę. Ale gdzie zabawa, jeżeli wyeliminowaliby się wzajemnie i ostatecznie zostałby tylko jeden, lub - co gorsza - żaden już by nie istniał...?
Nie, aktualna sytuacja jest o wiele lepsza. Póki młode szajki trwają w cieniu, nie przeszkadzają starszym.
Podszedłem do jezdni i stanąłem na krawężniku. Obserwowałem jeżdzące auta, póki nie zorientowałem się, że sygnalizacja dla pieszych świeci się na zielono. Szybkim i skocznym krokiem przeszedłem przez pasy, kątem oka widząc nadjeżdżający z dużą prędkością samochód. Kiedy znalazłem się po drugiej stronie ulicy, mój wzrok znowu powędrował na światła. Świeciły się na czerwono.
- Ale fart~! - mruknąłem do siebie, cicho się śmiejąc.
Zaraz usłyszałem pisk opon i szybkie rozmowy przechodniów. Zacząłem przeczuwać, co też mogło się stać. Gdy wyczułem panikę, niepewność i przerażenie wśród gromadzącego się za mną tłumu, byłem już pewny.
Obejrzałem się przez ramię i niemal od razu rzuciło mi się w oczy ciało kobiety. Przeczuwałem, że po zderzeniu z autem jadącym tak szybko, była już martwa. Powoli przeniosłem wzrok na sparaliżowanego strachem kierowcę, potrafiącego jedynie stać nad potrąconą, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Zaraz też znaleźli się ludzie, chcący pomóc poszkodowanej. Chyba jeszcze nie wiedzieli, że na marne.
Przykre. Zastanawiające, jak niewiele może sprawić, by człowiek stracił życie - wystarczyła tylko chwila nieuwagi~!
Uśmiechnąłem się psychicznie i skierowałem się ku Rosyjskiemu Sushi, czując się głodny. Zanim zdążyłem w ogóle podejść do lokalu, bystre oczy Brezhneva zdążyły mnie już namierzyć.
- I-za-ya~! Ty zjeść sushi! Sushi dobre! Sushi zetrzeć ten nieładny uśmiech z twoja twarz! - zaoferował, z niewiadomego mi powodu podając mi ulotkę.
Zmarszczyłem delikatnie brwi, słysząc te ostatnie. Simon, to było niemiłe. Gdybym był normalnym klientem, już pewnie byś mnie zniechęcił. Twoje szczęście, że nie mogłem sobie odpuścić ootoro.
Zignorowałem jego wyciągniętą do mnie dłoń, nie przyjmując tym samym tego kawałka papieru.
- Właśnie po to przyszedłem - wszedłem do budynku. - To, co zawsze proszę~!
Usiadłem przy ladzie tak, by widzieć innych. Nadąłem lekko policzki, nie widząc nikogo ciekawego. Ich rozmowy też mnie jakoś specjalnie nie zainteresowały - albo komentowali jedzenie, albo konwersowali na inne nieciekawe dla mnie tematy. Przy stoliku, gdzie zazwyczaj siadali ludzie z gangu, też nikogo dzisiaj nie było. Westchnąłem cicho, zaraz upewniając się, czy przypadkiem nikt tego nie zauważył.
Oczy mi się lekko zaświeciły, kiedy dostałem swoje zamówienie. Chwilę się na nie patrzyłem, zastanawiając się przy tym, czy je teraz zjeść. Ostatecznie poprosiłem, by mi to zapakowali, chcąc wziąć to na wynos.
Wymaszerowałem zadowolony z lokalu i skierowałem się do parku. Dzisiejszy dzień był dość ciekawy, pomimo, że pół dnia spędziłem na wypełnianiu nudnego zlecenia, a potem jeszcze kilka godzin wysłuchiwałem zrzędzenia Shinry. Ostatecznie przecież zastanowiłem się nad tym, co mnie dręczyło (gdyż nie byłem świadomy, o co w tym chodzi) i z drobną pomocą Namie-san udało mi się to rozgryźć.
- No i pozostał jeszcze Shizu-chan - powiedziałem cicho i odrobinę złośliwie, widząc blondyna wśród innych ludzi.
Właśnie zobaczyłem coś interesującego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz