poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozkaz dnia drugiego

Dowiedz, że wcześniej byłem samotny
Rozkaz dnia drugiego
"Zabierz mnie gdzieś"
("Chcę go sprawdzić")

Sam fakt zastanawiania się nad wyborem wykrzywia i zaciemnia to, co wybieramy.
- Julio Cortazar.

- Może wziąłbyś się w końcu do roboty? - Namie westchnęła już po raz tysięczny tego popołudnia.
- Ty jesteś, by mi pomagać - przypomniałem.
Denerwująca istota. Wiecznie narzeka i ma do mnie pretensje. Dlatego nie lubię kobiet. Wszystkie są takie przewidywalne. Albo złe, albo smutne, albo wesołe. I wiecznie błahe problemy: złe, bo okres, smutne, bo chłopak rzucił, wesołe, bo dostały prezent. A jak tego prezentu nie dostaną, to są złe. O, chwila. Czyli wychodzi na to, że są jednak skomplikowane. Ciężko im dogodzić i stwierdzić, co je irytuje.
Jednak to u kobiet najlepiej widać wszystkie emocje. Dlatego to im najczęściej pomagam skoczyć. To takie zabawne~! Ich strach, gdy wiedzą, że jedyną osobą, która może im pomóc, kiedy zwisają głową w dół z dachu, jestem ja. Błagania o pomoc, o to, bym je zostawił. A ja owszem, zostawiam je. Kiedy są już mokrą, czerwoną plamą na cemencie.
Ziewnąłem, spoglądając z niechęcią na papiery, wygodnie leżące na moim biurku. Jestem strasznie zmęczony. Do jakiejś piątej nad ranem wykonywałem swoją robotę i myślałem... o różnych rzeczach. A potem o siódmej wstałem. Dość mało spania. A kiedy jeszcze mam się przynudzić tymi wszelkimi dokumentami... żyć się odechciewa.
Albo nie. Bo ja przecież lubię swoje życie.
A do tego jeszcze Shizu-chan. Ach, Shizu-chan, Shizu-chan. Najpierw dostałem trzema ławkami (a myślałem, iże nie zorientuje się, iż ma jednak jeszcze coś, czym mógłby we mnie rzucić), potem stwierdził, że trzy tygodnie to za mało, a na koniec odszedł, kiwając głową. On jest niemożliwy, naprawdę.
W każdym razie, nie wiem, czy dobrze wybrałem. Shizusiowi to prędzej do zabicia mnie, niż do pomocy. Zresztą, nie przemyślałem tego zbyt dokładnie. Powiedziałem, by mi pomógł. Pokierowałem się impulsem, który podpowiedział mi, abym poprosił o to akurat jego. Moje decyzje nie są jednak zawsze idealne. A nie, chwila. Przecież są.
... Dobra, sam siebie okłamywać nie musisz. Możesz innych, ale siebie nie zdołasz. Za dobrze się znasz.
Ech, widać, iże niestety nie znam siebie tak dobrze, jak chciałbym. W końcu, nigdy bym nie pomyślał, iż Shizu-chan będzie mi pomocą. I że sam go o to poproszę.
Usłyszałem kaszel i kichnięcie. Wyrwany z zamyśleń, rozejrzałem się po pomieszczeniu, trochę zdezorientowany. Namie właśnie wycierała nos w chusteczkę.
- Jak nic biorę na jutro i pojutrze wolne... - mruknęła cicho, pociągając jeszcze nosem.
- Czyżby kogoś tak niezawodnego jak ty pokonało zwykłe przeziębienie? - odparłem rozbawiony.
- Nie denerwuj mnie... - westchnęła, wyrzucając zużytą chusteczkę do kosza.
Chwiejąc się, weszła po schodach na górę i zajęła się porządkowaniem książek.
A wracając do Shizuo. Nawet nie wiem, co konkretnie miałbym dać mu do zrobienia. Wiem już, że to będzie coś na podstawie rozkazów. Ba, to na pewno będą rozkazy, o czym Shizuś jeszcze nie wie. Ale cóż, zgodził się, to obietnicy dopełnić musi. Przynajmniej mam taką nadzieję. A jak nie, to się go jakoś zmusi.
Trzeba od czegoś zacząć. Coś "łagodnego", nie narzucającego się zbytnio... a może właśnie powinienem zacząć od razu od konkretnych rzeczy, skoro mam tylko tydzień?
Ale bez skojarzeń i przesady. Nie mam zamiaru uprawiać z nim stosunku. Aż tak to mnie nie pojebało.
Wszystko jest przesadą. Mnie nigdy nic/nikt nie jebie (a już na pewno nie Shizu-chan) i nigdy się nie mylę. Uznajmy, iże to wszystko było zamierzone.
Kontynuując temat, od którego już trochę odbiegam... Ciekawe, co on w ogóle zrozumiał poprzez "dowiedz, że wcześniej byłem samotny". Chociaż... on nic nigdy nie rozumie. Problem rozwiązany, lecz pojawia się większy: co zamierza uczynić? Najprawdopodobniej czeka na mój ruch...
Właśnie, samotność. Mam teraz dobrą okazję, by zapytać osobę, która powinna wiedzieć.
- Hej, Namie-san... - mruknąłem cicho. - Czym... czym według ciebie jest samotność?
Brunetka spojrzała na mnie, jakbym nie był sobą, a jakąś podróbą. A potem jakby zrozumiała, o co mi chodziło, bo pokręciła głową w poprzek z westchnieniem. Czyżby aż tak mnie znała...?
- Znowu chcesz się zabawić czyimś kosztem? A może już to zrobiłeś? - powiedziała obojętnie, dalej porządkując książki.
Okej, czyli jednak nie zna. To dobrze, przynajmniej dla mnie. Nie chciałbym, aby ktoś jeszcze posiadł moją cudowną umiejętność, jaką jest czytanie z ludzi jak z księgi. A już zdecydowanie nie chciałbym, aby ktoś potrafił czytać ze mnie.
- Być może - odparłem wymijająco, patrząc na nią niby to ze znudzeniem.
Długo zastanawiała się nad odpowiedzią. A kiedy już otworzyła usta i liczyłem, iże powie coś, co mi niezaprzeczalnie pomoże, mentalnie przejechałem sobie ręką po twarzy.
- Uczucie, że nie możesz dostać tego, czego pragniesz - oznajmiła.
Tak, z pewnością odnosiła to do Seiji'ego-kuna. Jak to się przedstawia? Ano mniej więcej tak: 
Harima-san kocha Seiji'ego-kuna -> Seiji-kun kocha głowę Celty-san -> Namie-san, chcąc uszczęśliwić brata, robi operację Harimie-san, upodabniając ją do Celty-san -> Seiji-kun i Harima-san są razem, zaś Namie-san zostaje sama.
Cóż, a z tego wynika, że sama jest sobie winna. Jednak to twarda kobieta i wcale się nie poddaje ani dołuje. Kolejna osoba, którą w jakimś stopniu podziwiam. Wyróżnia się z tłumu moich ukochanych ludzi.
Usłyszałem wibrację i spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Wiadomość od... Shizu-chana...?
Bestia
Czego ty właściwie ode mnie chcesz i kiedy?
Ach, faktycznie! Zapomniałbym o tobie, Shizuś. Wystukałem "Poczekaj w parku" i wysłałem to. To teraz trzeba coś wymyślić. Szybko coś wymyślić.

~*~

- Więc? O co chodzi? - dzisiaj był jakiś wyjątkowo spokojny.
A może sobie ulżył i się już nie denerwuje? Uch, Shizuo, mogłeś to robić za każdym razem, jak chciałeś mnie zabić. Wiesz, że w ciągu jednego dnia nabiegam się więcej, niż przez tydzień na lekcjach wychowania fizycznego w Raijin?
- Zabierz mnie gdzieś - wzruszyłem ramionami.
Obdarzył mnie dziwnym spojrzeniem. Jakbym był upośledzony. Przewróciłem oczami. Podałem mu przykładowe miejsce i sam zacząłem zmierzać w tym kierunku, przekonany o jego niskim poziomie oryginalności. I w ten o to sposób znaleźliśmy się na moście. Mało romantyczne miejsce, wiem.
- Dlaczego tak właściwie zgodziłeś się na moją propozycję? - zapytałem po dłuższej chwili milczenia.
Popatrzył na mnie i z powrotem skierował wzrok na wodę. Co w niej takiego ciekawego? Masz takiej pod dostatkiem w domu, w kranie. Teraz rozmawiamy na poważne tematy.
Pfhahahah, JA i SHIZUŚ rozmawiamy na poważne tematy. Bawi mnie ta sytuacja.
- W sumie, to nie wiem konkretnie - no tak. Czy ja spodziewałem się po tym bezmózgu jakiejś inteligentnej, dużo wnoszącej odpowiedzi? - Chcę zobaczyć, o co ci właściwie chodzi i w razie czego to wykorzystać.
Szczerość. Czyli uważa, że to idealna szansa do zrujnowania mnie czy coś? Tak, oczywiście. Jakby to było możliwe. Poza tym, on chce wykorzystać coś dotyczące mnie? Śmiechu warte~! Wątpię, aby ktoś o tak słabo rozwiniętym mózgu potrafił wymyślić coś sensownego. Aż żal słuchać.
- Więc nie chcesz mi pomóc, a jedynie zamierzasz czerpać z tego korzyści? - stwierdziłem, lekko rozbawiony.
- Izaya, słyszysz siebie? Ja miałbym chcieć ci pomóc? - odparł drwiąco.
Ach, właśnie... Usiadłem na poręczy mostu (czy jak to się tam nazywa xD - dop. aut.), machając nogami w przód i tył. Sam zachowywałem się podobnie. Czasami ratowałem ludzi z kłopotów, ale należy napomknąć, iże sam ich w nie pakowałem. A dlaczego? By zobaczyć ich emocje. By móc nacieszyć nimi oczy. Bo czerpałem z tego korzyści, które chyba tylko ja rozumiem. Dlaczego miałbym oczekiwać jakiejkolwiek bezinteresownej pomocy od kogoś innego? A już szczególnie nie mam jak oczekiwać jej od kogoś takiego, jak Shizu-chan. Zresztą, sam wątpiłem w coś takiego jak "bezinteresowna pomoc". Coś takiego nie istnieje na tym świecie.
- Kiedy milczysz, jesteś jeszcze bardziej denerwujący - stwierdził.
Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, oczywiście w moim stylu. Jestem ciekawy, czy według niego nasz zakład (choć nie jestem pewien, czy aby na pewno można to tak nazwać) go do czegoś zobowiązuje. 
Puściłem się barierki, którą dotychczas trzymałem rękoma. Przechyliłem się w tył, ześlizgując się z poręczy. To zobowiązanie, nawet, jeżeli istnieje, to raczej nie dotyczy takich sytuacji. Prawda, nie wykorzysta moich słabości przeciwko mnie, ale i tak zginę, co byłoby mu na rękę. W sumie, to nie zginę. Jeśli pozwoli mi spaść, to jakoś się uratuję. Boję się śmierci i nie mam zamiaru sprawdzać, jak jest po drugiej stronie. Zabawne. Lubię patrzeć, jak inni się zabijają, ale sam się boję własnego końca.
Cóż... co powinienem powiedzieć... może...
Łap mnie, Bestio?

-*-

Sprawdzałem go, ale nie sądziłem, że serio to zrobi... 
Wiedziałem. Wiedziałem, nawet on jest takim tchórzem! Shizu-chan, boże, ty jesteś takim debilem!
Wiesz, że to zdecydowanie podchodzi pod hipokryzję? Tyle razy już mówiłeś, jak to chcesz mojej śmierci! Obnosiłeś się z tym i nazywałeś mnie swoim wrogiem, a teraz co...? Tak po prostu to zburzyłeś! Złapałeś mnie za rękę. Wciągnąłeś mnie na most. Nie pozwoliłeś mi spaść. Co oznacza, że bałeś się, iże umrę!
Możliwe, że nie chciałeś mnie mieć na sumieniu. Możliwe, że nie chciałeś widzieć czyjejś śmierci. I taka wymówka by zadziałała, byłaby dobrym usprawiedliwieniem. Gdybyś to nie był ty!
To jest twoja słabość. Nie potrafisz przejść obojętnie obok próby samobójczej/zabójstwa. Wykorzystując to, mogę ci narzucić swoją wolę.
Uśmiechnąłem się przebiegle, podnosząc się z ziemi. Otrzepałem się z kurzu, zalegającego na moście. Nawet nie spojrzałem na Shizuo, zacząłem iść w kierunku domu.
Na razie mam te siedem dni... ale potem, kto wie...?
- Dobrej nocy, Shizuś - mruknąłem jeszcze cicho, znikając mu z zasięgu wzroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz