Dzień trzydziesty
Nigdy nie rozumiałem, jak mordercy klasy S mogą ze sobą współpracować i nie próbować zabić się nawzajem. To było bardziej niemożliwe niż możliwe. Dzisiaj dowiedziałem się, że jednak nie jest to całkiem niewykonalne. Wprawdzie dotyczy to tylko partnerów; są względem siebie spokojni, bo nauczyli się akceptować swoje wady.
Tak, dokładnie. Dzisiaj dołączyłem do Akatsuki, o którym już gdzieś pisałem (chyba był to dzień siedemnasty). To popierdolona banda bezbożników i materialistów, którzy najwidoczniej nie wiedzą, kto nad nimi stoi. Oczywiście nie chodzi mi o Paina, który najbardziej bluźni przeciw prawdziwemu Bogowi, podając się za niego. Bo jednym Panem jest Jashin. A ci debile nie uznają jego potęgi, samemu mając się za silniejszych.
Dzień trzydziesty pierwszy
Przydzielono mi partnera, nazywa się Kakuzu. Ma dziwne zdolności i już kilkakrotnie próbował mnie zabić, zanim ostatecznie przekonał się o mojej nieśmiertelności. To mnie bawi i sądzę, że będzie z nim dużo zabawy. Wydaje mi się, że jego umiejętności pomagają mu w jakiś sposób być podobnym do mnie; przeżył w końcu tyle lat i trzyma się dobrze. Nie wiem jednak, na jakiej zasadzie to działa. Muszę się tego dowiedzieć.
Dzień trzydziesty trzeci
Trzeba by dodać o Kakuzu coś jeszcze. To pieprzony materialista. Nie wiem, jak on wytrzymuje w tych śmierdzących moczem skupach.
Dzień trzydziesty dziewiąty
Dzisiaj trafiliśmy na silnego przeciwnika. To było zajebiste! Miałem naprawdę sporo rozrywki, zanim jeszcze go nie pociąłem.
Przy okazji udało mi się dowiedzieć coś więcej o zdolnościach Kazia (ups, ale by mi się za to dostało, hehe). Oprócz tych wystających nici, na plecach ma jakieś cztery maski. Chyba reprezentują konkretne żywioły; widziałem jak potwór, który wyłonił się z czerwonej, zionął ogniem. Nie powiem, by mnie to nie ciekawiło.
Dzień czterdziesty siódmy
Heh, rozumiem. Kakuzu wszczepił sobie serca innych ninja i łącznie ma ich pięć. Nie umrze, dopóki wszystkie nie zostaną przebite. Zaczęto nas wcześniej nazywać "Duetem Zombie" i chyba już rozumiem, dlaczego. Hahaha, to nawet zabawne! Razem jesteśmy niepokonani! Jestem w stanie się do niego przyzwyczaić. Gdyby tylko nie był takim konkretnym debilem... I gdyby mnie lubił . A chyba nie lubi. Cóż, z pewnymi rzeczami trzeba się pogodzić.
Dzień pięćdziesiąty czwarty
Dzień sześćdziesiąty pierwszy
Dzień siedemdziesiąty
Ech... Hidan, ty kretynie. Po co w ogóle zacząłeś to pisać, życie cię skrzywdziło?
Dzień siedemdziesiąty trzeci
Umiejętności Kakuzu są dość przydatne w przypadku, gdy stracisz cześć ciała. Czy ta szrama na lewym ramieniu czyni mnie bardziej męskim?
Dzień siedemdziesiąty ósmy
Kakuzu był dzisiaj jakiś miły. Kiedy poprzednio się przeziębiłem, zwyczajnie kazał mi pracować dalej. To oczywiście nic takiego dla mnie, bo i tak nie mogę umrzeć, ale znacząco zmniejsza wydajność mojej pracy. Tym razem było inaczej - zarządził postój i nawet rozpalił ogień. Wydawał się być zaskoczony, gdy uśmiechnąłem się do niego. Powiedział, że gdyby zrobił inaczej, to bym go spowolnił. Rozśmieszyło mnie to; reakcja "starego" Kakuzu byłaby mniej więcej taka: "Zostawię cię, jeżeli cały czas będziesz trzymał się z tyłu".
Dzień osiemdziesiąty drugi
Pokłóciliśmy się. Właściwie nawet nie wiem o co; jak zwykle się wyzwaliśmy i zaczęliśmy walczyć. Wydawał się być rozjuszony bardziej, niż zazwyczaj. Potem się rozdzieliliśmy i od tamtej pory nie wiem, co robić. Moja orientacja w terenie pozostawia wiele do życzenia. Siedzę teraz na pierdolonym kamieniu, bo nie ma tu nigdzie żadnego schronienia przed tym pierdolonym deszczem. Jashinie, za jakie grzechy? Przecież morderstwa cię zadowalają...
Dzień osiemdziesiąty trzeci
Czekam na Kakuzu, liczę, że się w końcu pojawi.
Dzień osiemdziesiąty czwarty
Nie ma go.
Dzień osiemdziesiąty piąty
Dalej go nie ma.
Dzień osiemdziesiąty szósty
No kurwa, dalej go nie ma!
Dzień osiemdziesiąty siódmy
Głodny jestem. Kartki są niedobre i chyba się ich nie trawię. Przepraszam, że próbowałem cię jeść, Panie Dzienniku.
Dzień osiemdziesiąty siódmy, wieczór
W końcu przyszedł. Naprawdę, cholernie się ucieszyłem. Mało brakowało, a bym zeskoczył z tego kamienia i powalił go na ziemię ze szczęścia, choć tak samo chciałem to zrobić ze wściekłości. Na początku zamierzałem nigdzie się z nim nie ruszać, ale wspomniał o Bijuu. Powiedziałem, że najpierw idę coś zjeść. Co ciekawe, zjadłem dużo, a on mi to wszystko zafundował.
Dzień dziewięćdziesiąty
W końcu znaleźliśmy laskę, która ma w sobie Nibiego. To było trudne, nieźle się dziwka ukryła! Mimo wszystko walka z nią była przyjemnością. I to dosłownie. Te miłe dreszcze, które przechodziły po moim ciele , gdy wbijałem w nią kolejne pręty... Miałem ochotę niemalże jęczeć, ale obecność Kakuzu skutecznie mnie gasiła.
I kolejny rytuał. I ta sama mapa.
Dzień dziewięćdziesiąty pierwszy
Byliśmy w skupie. Znowu ten cholerny smród moczu i dziwny facet, którego widocznie jarały martwe ciała. Och, cudownie. Wyszedłem stamtąd szybciej, niż wszedłem. Kakuzu zabił jakiegoś kolesia z Dwunastu Strażników Ninja i zgarnął za niego niezłą sumę. I trzeba było zobaczyć jego minę, gdy zaraz po tym zobaczył kolejnego... Sarutobi? Chyba jakoś tak mi było... Facet z Konohy, nie wnikam. Był w asyście trzech innych, widocznie słabszych ninja. Jeden z nich był dobrym strategiem. Nigdy nie byłem dobrym strategiem. Ciekawe, jak bardzo mądry musiał być?
Zabiłem tego strażnika i - o Jashinie! - co to była za walka! Nigdy wcześniej się tak nie wysiliłem. Zaraz niestety okazało się, że ten cały mój wysiłek poszedł na marne - ninja z Konohy zabrali ciało. Byłem chyba nawet bardziej wściekły, niż Kakuzu. Chciałem za nimi gonić, ale Pain za to chciał załatwić pieczętowanie Dwuogoniastego. Co za shit.
Dzień dziewięćdziesiąty, wieczór
To było dość miłe, kiedy Kakuzu pamiętał o moim ochraniaczu na czoło. Niby nie chciał patrzeć na szramę na mojej szyi, ale i tak w pewnym stopniu ucieszyło mnie to.
Dzień dziewięćdziesiąty czwarty
Po wyciąganiu Bijuu zawsze boli mnie kark. To takie denerwujące.
Dzień dziewięćdziesiąty szósty
Szukaliśmy tych z Konohy, a to oni znaleźli nas. Trochę się przegrupowali. Był wśród nich Kopiujący Ninja, średnia opcja.
Ciało szatyna opadło na ziemię. Oddychał ciężko, jego oczy powoli robiły się zamglone. Spojrzał na twarz leżącego obok srebrnowłosego. Jego sytuacja też była kiepska; miał rozczłonkowane ciało, co nawet w jego przypadku oznaczało koniec. Patrzył na niego, uśmiechając się lekko. Nie wyklinał przeciwników, jak to było zazwyczaj. Tylko patrzył. Starszemu było trochę szkoda, że nie miał więcej czasu, by zrozumieć go bardziej.
- Kakuzu - wyszeptał chłopak. - Dłoń - spojrzał na dwie ręce, leżące obok siebie. Jedną odciętą, drugą dalej tworzącą całość z ciałem szatyna.
- I tak tego nie poczujesz... - odparł. Miał ochotę zamknąć juz oczy, coraz ciężej było mu oddychać.
- Symbolicznie...
Mężczyzna zmrużył powieki, nie pozwalając im jeszcze opaść.
Splótł swoją dłoń z tą Jashinisty. Powoli robiła się zimna; był pewien, że jego temperatura ciała też była już niższa.
Widząc uśmiech partnera, sam zrobił to samo.
Zamknął oczy.
Srebrnowłosy spojrzał w kierunku odchodzących już przeciwników i rzucił "czekaj" za strategiem.
- W kieszeni płaszcza mam dziennik... Możesz napisać coś z dzisiaj?
Chłopak dłuższą chwilę przyglądał się mu, zanim podszedł. Nachylił się i wyjął z kieszeni poszarpanego już płaszcza książeczkę i pióro.
- Shikamaru, ty chyba nie zamierzasz... - zaczęła oburzona blondynka, jednak grubas uciszył ją gestem dłoni.
Szatyn pisał coś chwilę, po czym rzucił dziennik na ziemię obok Jashinisty. Ten uśmiechnął się, widząc ostatnią zapisaną kartkę. Faktycznie, pod pewnym względem wpis miał sens.
- Dzisiaj umarłem - przeczytał na głos, zamykając oczy.
- Kakuzu - wyszeptał chłopak. - Dłoń - spojrzał na dwie ręce, leżące obok siebie. Jedną odciętą, drugą dalej tworzącą całość z ciałem szatyna.
- I tak tego nie poczujesz... - odparł. Miał ochotę zamknąć juz oczy, coraz ciężej było mu oddychać.
- Symbolicznie...
Mężczyzna zmrużył powieki, nie pozwalając im jeszcze opaść.
Splótł swoją dłoń z tą Jashinisty. Powoli robiła się zimna; był pewien, że jego temperatura ciała też była już niższa.
Widząc uśmiech partnera, sam zrobił to samo.
Zamknął oczy.
Srebrnowłosy spojrzał w kierunku odchodzących już przeciwników i rzucił "czekaj" za strategiem.
- W kieszeni płaszcza mam dziennik... Możesz napisać coś z dzisiaj?
Chłopak dłuższą chwilę przyglądał się mu, zanim podszedł. Nachylił się i wyjął z kieszeni poszarpanego już płaszcza książeczkę i pióro.
- Shikamaru, ty chyba nie zamierzasz... - zaczęła oburzona blondynka, jednak grubas uciszył ją gestem dłoni.
Szatyn pisał coś chwilę, po czym rzucił dziennik na ziemię obok Jashinisty. Ten uśmiechnął się, widząc ostatnią zapisaną kartkę. Faktycznie, pod pewnym względem wpis miał sens.
- Dzisiaj umarłem - przeczytał na głos, zamykając oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz