Rano jak zwykle zszedł na dół, do kuchni. Ojciec oglądał telewizję, konkretniej kanał informacyjny. Obecnie miał chyba obsesję na punkcie wiedzy o "tajemniczym mordercy". Nutty zastanawiał się, jak mężczyzna zareagowałby, wiedząc o wizycie zabójcy w jego domu kilka dni temu. To, że w jego pokoju był ktoś taki jak czarnowłosy i odszedł, nic tak naprawdę nie robiąc, wprawiało Nutty'ego w dezorientację. Nie chciał ryzykować życiem innych, bo nie miał ochoty mieć ich na sumieniu; zgadywał, że w jakikolwiek sposób sprzeciwiając się nieznajomemu, właśnie nimi ryzykował. Choć właściwie... Chłopak z pewnością nie potrzebował konkretnego powodu, by kogoś zabić.
Z niechęcią nałożył sobie sałatki na talerz. Ostatnio w ogóle nie miał apetytu.
^*^
Poczuł uderzenie łokciem w żebra. Machnął głową, jakby chciał odgonić krążące dookoła niego niewidzialne chmurki; jego myśli z pewnością nie krążyły wokół przyjemnych tematów. Spojrzał niechętnie na Mave, która dyskretnie nakierowała go wzrokiem na nauczyciela. Ten zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego, prędzej wręcz przeciwnie. Nie, żeby tutejszy historyk kiedykolwiek chodził uradowany, jednak były dni, kiedy ludzie przeszkadzali mu mniej. Od tej lekcji chyba zaczęli wyjątkowo przeszkadzać bardziej.
- Odpowie pan na moje pytanie? - uniósł brew, zniecierpliwiony.
- Uhm... - wyraził swoje zdezorientowanie, nie będąc pewnym, co powinien mu odpowiedzieć, by jak najmniej mu się dostało.
- Zapraszam do biurka, zrobimy pytanie z dat.
Jęknął cicho, wiedząc, że szykuje się mu kolejna szmata.
^*^
Czerwonowłosy usiadł zdenerwowany przy stoliku obiadowym, zapominając w ogóle o tym, by sobie jakiś obiad kupić. Przysiągł samemu sobie, że jeżeli uda mu się wyuczyć wszystkiego, to zaśmieje się historykowi w twarz.
- Daj spokój. Wiemy, że potrafisz - odparł na odczepkę Michael, przynosząc mu przy okazji jakieś jedzenie. Nutty od razu zabrał się za pudding.
- Być może - oblizał łyżeczkę. - Tylko mam wrażenie, że to zawsze mnie obserwuje.
- Monitoruje wszystkich - Kylie poklepała go po plecach, co go zbytnio nie zadowoliło, po czym usiadła obok niego. - Ale przenieśmy ten temat na inny raz. Słyszeliście?
- Zaraz się zacznie... - westchnęła fioletowowłosa, wywracając oczami.
- Zabił kolejną osobę, ale dalej go nie złapali - brunetka zignorowała koleżankę, okazując w jej mniemaniu wyrozumiałość. - To się robi chore! Nie wiem, czy powinniśmy w ogóle chodzić do szkoły, skoro grasuje po okolicy...
- Czekaj w domu, aż przyjdzie - odparła Mave. - Nie wierzę, by prawdopodobieństwo spotkania mordercy przez któregokolwiek z nas wynosiło wyjątkowo dużo. Zwyczajnie panikujesz.
Crow uśmiechnął się pod nosem. Rzeczywiście, prawdopodobieństwo praktycznie zerowe. A to, że swoją postawą czarnowłosy zapowiedział kolejną wizytę, to jedynie zwykłe mrzonki.
- Mave ma rację - poparł, skończywszy pudding. - Nie masz się co bać, Kylie. Kimkolwiek jest morderca, zapewne do twojego domu nie trafi. To nierealne.
^*^
- 1837.
- Najazd Wielkiej Armii?
- 866.
- A-
- 1953.
- Skąd wiedziałeś, o co chciałem zapytać? - granatowowłosy skrzywił się, oddając kartkę przyjacielowi. Sam miał już dosyć tych ciągów cyfr.
- Nie wiem. Tak jakoś przypuszczałem - Nutty wzruszył ramionami, zgniatając papier i wrzucając go do torby, którą zaraz założył na ramię. - Spotkamy się jutro?
- Jutro sobota, wychodzimy na miasto - przypomniał, narzucając plecak na plecy. - Sam to zainicjowałeś.
- Fakt. Do jutra - machnął, widząc samochód ojca pod szkołą. To stawało się denerwujące, chociaż trwało dopiero od kilku dni.
^*^
Wrócił do domu i humor szybko mu się pogorszył. Nawet do końca nie wiedział dlaczego; być może to wahania nastrojowe, chociaż u chłopaka nie powinno to raczej występować. Wdał się jednak w kłótnię z ojcem, co zaowocowało szlabanem. Mógł przysiąc, że to nie on zaczął, ale co by to dało. Argument na poziomie dzieciaka z podstawówki, który zdecydowanie nie sprawdzał się w przypadku jego ojca. Piętnastolatek zaszył się w pokoju i z niego nie wychodził.
Było już bardzo późno, kiedy znowu go zobaczył. Stał na balkonie, tuż przy drzwiach. Nie ruszał się, nie pukał. Stał jedynie, patrząc na niego spokojnie, z przerażającym uśmiechem na ustach. Trzymał coś w ręce; Nutty nie był w stanie określić, co to było, ponieważ szmata, w którą czarnowłosy owinął przedmiot, dobrze go ukrywała. Zaczął się zastanawiać. Bał się, ale nie aż w takim stopniu, w jakim wystąpiłoby to u jego rówieśników; chciał mimo wszystko poznać motywy działań nieznajomego.
Po tym, co zobaczył zaraz po tym, zaczynał rozumieć, że naprawdę ma do czynienia z psychopatą. Nie był już taki pewien swoich chęci zaznajomienia się z przyczynami jego działań.
Powoli wstał z łóżka i zapalił światło lampki, które wiele nie wnosiło. Zacisnął dłonie na oparciu krzesła, nie spuszczając wzroku z chłopaka. On także stale się na niego patrzył.
Następnym, co Crow usłyszał, był dźwięk przekręcanego klucza w zamku drzwi balkonowych. Przekręcanego własną dłonią.
Usłyszał cichy chichot, a przynajmniej tak to brzmiało.
- Hej, Nutty... Lubisz zwierzęta, nie? - czarnowłosy zrobił kilka kroków do przodu i podszedł do biurka. Położył przedmiot na jego środku. - Mam dla ciebie prezent. On był naprawdę ładny.
"Był". Kluczowe słowo.
Młodszy odsłonił szmatę.
Nutty'emu nie zrobiło się na ten widok na tyle niedobrze, by zwymiotować; poczuł się jednak zdecydowanie zniechęcony i zgorszony. Tym, co owinięto materiałem, była odcięta głowa psa. Wiedział nawet, skąd tamten go wziął; ostatnio sąsiadka narzekała na ucieczkę zwierzęcia. Ucieszy się - znalazł się. Tylko nie w całości...
Nieznajomego widocznie rozbawiła reakcja drugiego chłopaka; zaśmiał się krótko z nieukrywaną radością.
Crow przez dłuższy czas nie odpowiadał, rozważając wszelkie formy wybrnięcia z sytuacji. Niestety, żadna nie mogła mieć chyba odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Zauważył natarczywy wzrok czarnowłosego. Spojrzał na niego, nic jednak nie powiedział. Bez słowa podszedł do biurka i zasłonił z powrotem szmatą "podarunek". Nie zadowolił tym drugiego.
- Co jest? Myślałem, że się ucieszysz.
- Zawsze chciałem taki prezent - syknął z ironią. - Zabieraj to i się wynoś, okej? Nie mam ochoty na takie rozrywki.
- Nie mów tak głośno - tamten odparł obojętnie, jakby cała ta "zabawa" już go znudziła. - Na prezenty się nie narzeka, wiesz? Kultura tego wymaga.
Crow zwrócił uwagę na stal, która zabłyszczała, powoli wysuwając się z rękawa bluzy chłopaka. Nóż, stwierdził niezadowolony.
Jasne, może nazwiecie go teraz głupim, ale dopiero teraz zdał sobie tak konkretnie z tego sprawę. Morderca, o którym mówili w wiadomościach i chłopak przed nim to ta sama osoba. A on chyba miał stać się jego kolejną ofiarą.
- Mam rozumieć, że ten pies to był gest sympatii z twojej strony? Odejdź. To kurwa nie są żarty, nie bawi mnie to, co robisz!
- Bo to nie są żarty - odpowiedział tak, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Jakby morderstwo nie sprawiało mu żadnych problemów, a ludzie nie byli niczym innym, jak eksperymentem. Wycelował ostrze w jego stronę. - Strasznie szybko zmieniasz swój nastrój. Nie zapominaj, że sam mnie wpuściłeś - uśmiechnął się kpiąco.
- Zrób jeszcze jeden krok w moją stronę... - syknął i cofnął się, sięgając po telefon leżący na biurku.nawet z nutą politowania i rozbawienia.
- Nie radziłbym - odparł niemal beztrosko. - Włączysz go, a zostaniesz tu sam. Całkowicie.
- O co ci właściwie chodzi? - zmarszczył brwi.
Czarnowłosy patrzył na to spokojnie, a To, że chłopak czekał, niepokoiło go nawet bardziej, niż wizja śmierci.
"Czekał" znaczyło "miał jakieś plany".
- A czy musi mi o coś chodzić? - uśmiechnął się, przechylając głowę w bok. - Twoja psychopatyczna część jest fajniejsza - stwierdził. - Mam nadzieję, że trochę się zabawimy~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz