- Jak to z czego? - blondyn na chwilę zmarszczył brwi, ale zaraz znowu się rozweselił. - Jutro przecież przychodzi Młody Panicz!
Monkey zastanowił się przez chwilę. Czy jeżeli Doflamingo opiekował się Dellingerem od kilku lat, to czy nie oznaczało to, że z nim mieszkał? To by miało sens, właściwie...
Ach, może i nie. Pewnie płacił mu czynsz za inne mieszkanie. Słomianemu Doflamingo nie wydawał się być typem, który chciałby być ograniczany.
- Och, więc w końcu go poznam - przytaknął w odpowiedzi.
- Młody Panicz nie będzie miał dla ciebie czasu - recepcjonista wystawił język brunetowi. Obaj wymienili się uszczypliwymi uwagami.
Stojący przy ścianie Bellamy uśmiechnął się od nosem, znowu upewniając się w swoich przypuszczeniach.
-*-
Ace miał to szczęście, że wracając rano z imprezy natknął się na nauczycielkę chemii. No dobra, dochodziła dwunasta, więc to nie było takie rano, ale to nie zmieniało faktu, że coś chciało, by brunet ten dzień zapamiętał jako koszmarny. Zaczął go niemiło. Obudził się w łóżku, do tego nagi. I to było bardzo przerażające, bo obudził się w łóżku kolegi, organizującego zabawę. Dopiero, kiedy po jakiejś chwili ochłonął, zdał sobie sprawę, że nic go nie boli, a to oznaczało, że z nikim się nie przespał. A przynajmniej nie był na dole, co już go znacznie pocieszało. Znaczy, przez "nic nie boli" miał raczej na myśli, że nie bolą go te tyły; owszem, coś go bolało. Głowa. Niemiłosiernie. Cholerny kac. Cholerny alkohol i cholerne imprezy, zacznijmy od tego. Dowiedział się potem, że wypił na tyle dużo, iż zaczął bełkotać coś o tęczowej drodze, prawie i sprawiedliwości. W ramach zemsty za konieczność słuchania tego, kumple zrobili mu dowcip z tym łóżkiem.
Taki trochę nieśmieszny.
Spojrzał z powrotem na Tashigi. Chemistka może była nieogarnięta i była ślepa jak kura, ale dzisiaj miała na sobie coś, co można było uznać za broń w sytuacji Ace'a.
Okulary.
Portgas nie zdążył się zorientować, że powinien wybrać inną drogę.
- Ace-kun!
Przeklął cicho pod nosem. Zanim zdążył do niej podejść, ona już była przy nim. Jakoś jej nie lubił.
- Dzień dobry - skłonił głowę w akcie grzeczności.
Miał tylko nadzieję, że wyglądał lepiej, niż mu się wydawało.
- Wyglądasz jakoś marnie, Ace-kun. Okropne.
... Kurwa.
Ano przepraszam, że wyglądam jakby mnie przeżuto i wypluto, nie chciałem godzić w pańską strefę wzroku tym niesmacznym widokiem... Właśnie, nie chciał. A ona musiała chcieć?
- Czuję się dobrze - wysilił się na lekki uśmiech.
Rozejrzał się na boki, szukając czegoś, co mogło być dla niego pretekstem do oddalenia się w kierunku o sto osiemdziesiąt stopni innym, niż cel granatowowłosej.
- Za czym się tak rozglądasz, Portgas?
Wzrok bruneta spoczął ostatecznie na stojącym za kobietą białowłosym.
No gorzej być nie mogło! Halo, on tu taki wyprany z życia! To dawało mu co najmniej minus dziesięć do seksowności! A seksowność to podstawa, by kogoś uwieść. Okej, nie całkiem uwieść, ale mniejsza z tym.
- Smoker-san! - okularnica zarumieniła się, odwracając się za siebie. Ace zmarszczył brwi na ten widok. - Zgubiłam pana z oczu! Gdzie pan był?
- Jesteś sierotą, Tashigi - stwierdził mężczyzna, zapalając cygaro. Granatowowłosa zakaszlała, kiedy poczuła dym. Czarnowłosy poczuł to zaraz po niej, ale nie zareagował. Nie lubił zapachu dymu, ale zdążył się przyzwyczaić.
Chociaż nie wiedział, że Smoker pali! I to jeszcze tak bez skrupułów, przy uczniu...
Tak samo nie wiedział, że on i nauczycielka są ze sobą jakoś blisko. To go właściwie średnio zadowalało, ponieważ zmniejszało jego szanse.
A tak na marginesie, co można było widzieć w kimś takim, jak ta brzydula ze szmatami z lumpeksu? Phi.
- Ach, Ace-kun - brunet spojrzał na nią, mając nadzieję, że nie obdarza jej zdegustowanym spojrzeniem. - Nie będziemy cię zatrzymywać. Idź do domu i odpocznij - uśmiechnęła się delikatnie.
- Do swojego domu, Portgas - podkreślił Smoker, patrząc na niego znacząco. Chłopak uśmiechnął się. W przeciwieństwie do swojej towarzyszki, białowłosy zdawał sobie sprawę, dlaczego Ace wygląda niezbyt świeżo.
-*-
Luffy trochę się nudził. Caesar pojechał uzupełnić swoje zapasy (z niewiadomego powodu nie chciał wziąć go ze sobą), a złożyło się tak, że Sugar zdążyła wyzdrowieć na dwa dni przed planowanym powrotem, więc nie musiał też odwiedzać dzieci. Znaczy, chodził do nich, ale nie tak często, jak wcześniej.
Monet prawie nigdy go nie potrzebowała, dlatego siedział, w spokoju słuchając wzajemnego drażnienia się Bellamy'ego i Dellingera. Znaczy, to ten pierwszy drażnił drugiego; tamten próbował mu się bezskutecznie odgryźć. Zabawnie było widzieć, że Dellinger nie umie czegoś zripostować.
Jeszcze na początku Luffy dyskutował trochę z nimi, ale potem przestało to go bawić.
- Pomagasz w ten sposób?
Słomiany spojrzał na Lawa, który na chwilę zatrzymał się przed nim. Przeglądał jakieś dokumenty; jedynie raz spojrzał na chłopaka.
- Nie mam nic do roboty - wytłumaczył się. - Zresztą, wczoraj uratowałem ci życie, mam prawo się trochę polenić... - wyszczerzył się.
- Nie przesadzasz? - Trafalgar uniósł brew.
- Ani trochę - Monkey pokręcił lekko głową na boki.
Zaraz dostał do rąk dokumenty. Spojrzał na nie, nie wiedząc, jakie zadanie miały spełniać, kiedy były tak przez niego trzymane.
- Sądzę, że ci się nudzi - stwierdził. - Możesz w takim razie zanieść to Sugar. Możesz także odwiedzić Monet i zapytać ją o raporty, a także poprosić Violet w moim imieniu, by pomogła mi przy sterylizacji narzędzi, prawda? - zapytał, sztucznie miło. Monkey miał dziwne przeczucie, że Law czuł się teraz tak, jakby nad nim triumfował.
I musiał przyznać, że niestety miał powód. Młodszy był zmuszony wykonywać rozkazy.
- Dobra - wystawił mu język, traktując to jak formę zemsty. Zaraz zniknął mężczyźnie z pola widzenia, by ten nie dał mu kolejnego zadania.
-*-
Spojrzał w bok. Na ławce przy ścianie siedziała pielęgniarka, Baby Five. Wyglądała na smutną... Albo zakłopotaną. Luffy sam nie wiedział.
- Co? - jak widać, brunetowi w życiu powodziło się bardzo dobrze bez kulturalności.
Mimo tego, kobieta nie zraziła się i wskazała mu dłonią miejsce obok siebie. Usiadł. Bo kogo obchodzą zadania od Torao?
- Mam wrażenie, że ty i Law jesteście ze sobą blisko... - stwierdziła cicho.
Monkey uniósł brew. No, cóż... Hmm.
- Nie powiedziałbym... Ale go lubię - uśmiechnął się. - A co?
Zacisnęła pięści. Luffy miał wrażenie, że naprawdę miała problem; tylko co do tego mieli on i Torao?
- Ja... Jestem w nim zakochana.
Och, to nic takiego. Zdarza się.
Chwila. W nim, czyli w kim?!
- Co? - zapytał zaskoczony. - W Torao?
To w nim można się zakochać? Co w nim takiego porywającego? - To... Okej. A co ja mam do tego? - nie rozumiał.
- Nie zwraca na mnie uwagi...
Aha... Czemu brunet miał nieodparte wrażenie, że ta rozmowa zmierza w złą stronę?
- Czy mogłabym prosić cię o przysługę? - zapytała niepewnie.
No nie. Monkey często nie potrafił zorientować się, o co chodzi, fakt, ale teraz już przypuszczał, co kobieta chciała powiedzieć.
- Zanim wpakuję się w coś, z czego łatwo nie wyjdę... Skąd pewność, że mu po prostu nie powiem?
- Jesteś miłym chłopakiem. Uczonym i uczciwym - spojrzała na niego z nadzieją.
... Tu go miała. Przeklinał swoją uczynność, która nie pozwoliła mu odmówić kobiecie.
-*-
No pewnie. Banalna robota przecież.
Luffy wiedział, że zrobi z siebie idiotę. Chociaż, czy coś się zmieni...
Kiedy wszedł do gabinetu Monet, ta od razu zauważyła, że coś nie gra. Uśmiechnęła się rozbawiona, gdy brunet poinformował ją, na co właśnie się zgodził.
- Wiesz - zaczęła. - Przypuszczałam, że może spróbować cię o to poprosić. Wierzę, że kierujesz się dobrymi intencjami, ale to ci nic nie da. Law wie o zauroczeniu Baby Five - wzruszyła ramionami. - Już mu wyznała miłość, tylko on po prostu... Nie jest nią zainteresowany - westchnęła cicho.
No taka szkoda, że o tym nie wspomniała, prosząc go o przysługę.
- Trudno - stwierdził, odrobinę niezadowolony. W sumie, to nawet szkoda było mu brunetki. Może nawet pasowała do Torao, kto wie? Torao mógł spróbować, a nie ją od razu odrzucać... - To mimo wszystko nie mój problem; ja jestem informatorem - wypiął dumnie pierś do przodu.
- Uważaj, żebyś nie zaszkodził sobie albo Lawowi - zaśmiała się lekko.
Dlaczego Luffy miał teraz w głowie obraz Baby Five-wariatki?
-*-
Wszedł do gabinetu Lawa jak do siebie. Zaraz sobie przypomniał o kulturze, więc cofnął się i zapukał, już w otwarte drzwi. Trafalgar spojrzał na niego z politowaniem.
Hmm, trochę zagadał się z Monet, ale chyba o niczym nie zapomniał...
- Nie widziałem Violet - odezwał się mężczyzna, grzebiąc się w papierach. Czy lekarze nie mają niczego innego do roboty? Nuuudaaa...
No tak, a jednak o czymś zapomniał. Cóż... Torao pewnie sam sobie dobrze poradził.
- Przepraszam - młodszy zaśmiał się, nie czując się jakoś specjalnie winnym.
Podszedł do biurka i stanął przy nim. Trafalgar zmierzył go wzrokiem obojętnie.
Och, jak Luffy'ego irytowało spojrzenie tego typu! Tak bardzo chciał z nim coś zrobić!
- Czegoś potrzebujesz? - zapytał w końcu. Luffy zastanowił się. Kilkakrotnie przejechał palcami po blacie, zanim usiadł.
- Właściwie... To tak - odparł.
Usłyszał ciche westchnienie mężczyzny. Ha, jeżeli sądził, że tak szybko się go pozbędzie, to bardzo się mylił!
- Słucham. Oby szybko.
Dobra. Nie wahajmy się ~! Jeżeli młodszy zachowa się niepewnie, to starszy na pewno coś wyczuje.
- Lubisz osoby z czarnymi włosami? - zaczął, śmiertelnie poważnie.
- Nie mam nic przeciwko - odparł ostrożnie, po chwili ciszy.
Okej, pasuje do Baby Five.
- Wolisz szczupłe osoby?
- ... Naturalnie.
To też pasuje.
- Nie przeszkadzają ci optymiści?
- Sądzę, że są w porządku...
I to pasuje!
Och, a więc może...
- Okej, a wolisz dziewczyny czy...
- Nie jestem gejem - przerwał mu, patrząc na niego dziwnie, z dystansem.
To też pasuje! Słomiany uśmiechnął się wesoło. Zaraz jednak zmarszczył brwi. No bo o co chodzi? Co mu w niej przeszkadza?
Westchnął cicho. Cóż, jeszcze się dowie ~
-*-
Luffy nie mógł zrozumieć, dlaczego Monet się śmieje. No dobra, zdezorientowanie Torao było zabawne, ale żeby śmiała się wtedy, kiedy patrzyła na Monkeya?
- O co ci chodzi? - zmarszczył brwi, nie wytrzymując w końcu.
Kobieta odsunęła się lekko od biurka. Oparła na nim ręce, a na nich brodę, zastanawiając się przez chwilę, co powinna odpowiedzieć.
- Luffy - posłała mu delikatny uśmiech, nie wiedział, może na rozweselenie. - Sądzę, że nie podejrzewał nic odnośnie Baby Five - brunetowi ulżyło. - Ale mógł zacząć podejrzewać coś odnośnie ciebie - ... I przestał czuć ulgę. Ale chwila, niby dlaczego?!
- Co masz na myśli? - zapytał, nic nie rozumiejąc. Co zrobił nie tak?
- Jak byś się czuł, gdyby inny chłopak wypytał cię o to samo?
- No... Normalnie chyba...? - odparł niepewnie, nie zastanawiając się nad tym zbytnio.
- Tylko weź pod uwagę, że Law nie jest tobą... - westchnęła.
Czarnowłosy chciał już zapytać, co to ma do rzeczy, nawet już otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Zastanowił się chwilę. Przypominał sobie wszystkie pytania, które zadał w oparciu o Baby Five i porównał je ze sobą.
Wnioski, do których doszedł, trochę go przeraziły. Spojrzał na kobietę zaskoczony. Znów usłyszał chichot.
- Pójdę i powiem mu, żeby nie brał tego na poważnie! - stwierdził niemalże od razu, podnosząc się z krzesła, na którym siedział.
- Zostań - kobieta pokręciła głową. - Albo nie uwierzy, albo skojarzy sobie to z nią.
- No i co? Mam pozwolić, by doszedł do tych wniosków, co ja? - irytowało go ciągłe zadowolenie zielonowłosej.
- Już pewnie do nich doszedł - wzruszyła ramionami. - Nie rób mu takich wywiadów. Rób to, co zwykle. Może z nim gdzieś wyjdź, albo coś... Ten typ wywiadu jest skuteczniejszy.
Luffy uniósł brew. No tak, z pewnością go gdzieś wyciągnie! Widział swoje szanse... Albo nie, bo ich nie było.
-*-
- Przepraszam! Nie zauważyłem, że to już ta godzina - Monkey uśmiechnął się przepraszająco.
Nami i Usopp zmarszczyli brwi niezadowoleni, Sanji i Zoro pozostali obojętni, a Robin posłała mu uśmiech z rzędu "Nic się nie stało". Chłopak był jej wdzięczny. Nawet, jeżeli jej się coś nie podobało, to nie mówiła o tym przy wszystkich, nie pytała o nic. Potrafiła odgadnąć problem i rozwiązać wszystko pokojowo.
Luffy już kilkakrotnie słyszał, że była jego przeciwieństwem.
- W porządku - powiedział w końcu Usopp. - Zdążymy na film. No chyba, że będziemy dalej tu tak stać. Wtedy będzie trudniej.
- A, nie! Co dziś oglądamy?
- Nie wiem. Nami wybierała - odparł.
Obaj usłyszeli cichy śmiech rudej, który nie zwiastował raczej niczego dobrego.
-*-
W kinie było ładnie. W odcieniach ciemnej szarości i granatu, przytulnie, spokojnie. Na sali kinowej też było w porządku - ciepło, siadało się w miękkich, wygodnych fotelach.
Tylko film był średni. Znaczy, a bo tylko średni. Luffy był nim zażenowany. Romans. Jak zawsze, kiedy wybierała Nami. I w tym romansie było dużo scen łóżkowych. Chłopak zastanawiał się, dlaczego akurat ten film; może był on dobry dla pary, ale oni byli przyjaciółmi... Poza tym, kiedy pojawił się wątek homoseksualny, poczuł się całkiem dziwnie. Robin nie miała jednak chyba nic przeciwko; usiadła w kinie obok Nami i razem komentowały każdą ciekawszą scenę. Po pewnym czasie nawet Sanji nie mógł uśmiechać się do dziewczyn i twierdzić, że to świetny film.
Z niecierpliwością czekał na koniec.
- Dobranoc - dziewczyny uśmiechnęły się i rozeszły w swoją stronę. Sanji machał im wesoło, dopóki nie zniknęły mu z oczu. Wtedy odetchnął ciężko i pozwolił sobie zapalić.
- Gdyby ktoś cię tu przyłapał, miałbyś przechlapane - stwierdził Usopp. Blondyn w odpowiedzi wzruszył ramionami i oparł się o barierkę. Wypuścił dym z ust i odrobinę poluzował swój krawat.
Sanji był elegancki. Zawsze na wyjścia poza szkołą nakładał wypastowane pantofle, ciemne rurki i marynarkę, a pod nią różnego wzoru i koloru koszule. Luffy'ego trochę to śmieszyło, ponieważ się wyróżniał. On sam wolał jeansowe spodenki i byle jaką koszulkę, Zoro stawiał na glany i skórzaną kurtkę, a Usopp lubił spodnie na szelkach. Ale, jak to blondyn twierdził - wyglądając doroślej, był w stanie poderwać więcej dziewczyn.
- To może Luffy - odezwał się, znowu wypuszczając dym z ust, tym razem w kształcie kółek. - Co cię od nas tak odciąga?
Słomiany poczuł się lekko osaczony. Był niemal pewien, że Zoro i Usopp nie chcieli zaczynać tego tematu, ale kiedy to Sanji go zaczął, spojrzeli na Monkeya.
- ... Praca? - odparł niepewnie.
Usopp przewrócił oczami.
- Rzeczywiście, bo musisz siedzieć tam całymi dniami - kiwnął głową z irytacją.
- Spodobało mi się...
- Kiedy zaproponowałem ci zapytanie się tam o praktyki, nie sądziłem, że tak poważnie to wszystko weźmiesz - westchnął kucharz.
- To źle? - Luffy nie rozumiał.
- Owszem, źle - Sanji zmarszczył brwi. - Jakbyś nie zauważył...
- Jestem głodny - jego wypowiedź przerwał Zoro, patrząc na niego znacząco.
Jasnowłosy posłał mu niechętne spojrzenie, ale poczuł się wdzięczny za przerwanie. Mógł powiedzieć coś, czego potem by żałował.
- O co chodzi? - Luffy zapytał i tak.
- ... O nic - odparł w końcu blondyn. - Po prostu milej byłoby robić takie wypady częściej. Dobranoc - machnął dłonią Monkeyowi i Usoppowi, ruszając w kierunku swojego mieszkania. Roronoa kiwnął im głową i sam poszedł za nim. Obaj bruneci zdążyli usłyszeć jeszcze ich przekomarzania.
KIEDY CIĄG DALSZY?!!!!!!!!!!!!!!?????????????
OdpowiedzUsuń