poniedziałek, 13 lipca 2015

Kropla IV

- Daj spokój - westchnął cicho, siadając obok zapłakanej matki.
Pogładził ją po plecach, czując, że to właśnie powinien zrobić. Nie, żeby mu się to uśmiechało - w ogóle tego nie lubił i wręcz nie znosił tego poczucia odpowiedzialności odnośnie swojej rodzicielki. Tylko jeżeli nie on, to kto...
- Co ja robię źle, co? Czy to moja wina, że Gwen umarła?
- Nikt cię nie obwinia, nawet ojciec tego nie robi... - odparł cicho.
- To dlaczego znowu się upił? - wzięła nową chusteczkę, która zaraz dołączyła do stosu zużytych.
Zostawił to bez komentarza. Jeżeli miał wybierać między "nie mógł sobie z tym poradzić" albo "bo jest nienormalny", to wolał zdecydować się na milczenie, które wydało mu się być najlepszym wyjściem.
- Taki już jest.
- Przynajmniej ty nie masz mi niczego za złe... - wyszeptała zapłakana. Kiwnął głową.
- Mamo, idź się połóż do pokoju gościnnego. Ja idę na górę, muszę się wyspać - powiedział zamiast tego, wstając od stołu. Nie miał ochoty dłużej słuchać lamentów, zresztą wolał być pewien źródła hałasu.

^*^


Wszedł do pokoju normalnie, będąc przekonany, że to jednak Aera. Otwarte drzwi na balkon sprawiły, że te za nim momentalnie się zatrzasnęły.
Nie, żeby mógł tego oczekiwać. Drzwi  na balkon zostawił zamknięte. I ktoś je otworzył. A ten ktoś właśnie siedział na jego łóżku i przeglądał jego zeszyty.
- Hej, Nutty - uśmiechnął się tak, jak to miał w zwyczaju. Piętnastolatek nie był pewien, co powinien sądzić o tym psychicznym uśmiechu. - Ładnie piszesz, wiesz? Da się rozczytać.
Czerwonowłosy został przy drzwiach wyjściowych, by móc ewentualnie zmienić swoje położenie. Patrzył na bruneta ostrożnie, analizując go przy okazji.
- Czego znowu chcesz? Robisz mi tylko problemy, nie chcę cię tu - powiedział dobitnie.
Odpowiedział mu śmiech chłopaka.
- Wiesz, tak mógłby powiedzieć każdy, kogo zabiłem. Twoja ciotka też. Nie cieszysz się, że nie żyje? - położył dłonie na łóżku za sobą, opierając się tym samym. Spojrzał na niego.
- Gdyby to nie pociągnęło za sobą kilku innych problemów, prawdopodobnie byłbym ci wdzięczny - Crow skrzywił się, mówiąc to.
Być wdzięcznym mordercy, tylko idzie się załamać...
- Nie jestem w stanie zaradzić wszystkiemu - wzruszył ramionami z uśmiechem, pokazując, jak bardzo go to obeszło. - Nie masz może ostrzałki do noży? Trochę mi się stępił - mruknął lekko zawiedziony, pokazując broń.
- Przestań.
- Mam do niego sentyment, nie chcę go wymieniać...
- Na poważnie, czego chcesz? Przestań się bawić - Nutty syknął niezadowolony, zaciskając dłoń na klamce od drzwi.
Czarnowłosy obdarzył go uśmiechem pełnym politowania. Dopiero teraz do uszu czerwonowłosego dotarł dźwięk syreny policyjnej.
- Chyba żartujesz... - zaczął, nie wierząc.
- Szuka mnie policja, potrzebuję się tu schować. Nie, żebym miał zamiar pytać cię o zdanie - wzruszył ramionami. - Chodź, usiądź, porozmawiamy... - zaniósł się śmiechem.
- Chyba cię popierdoliło.

^*^


Rzucił się na łóżko. Naprawdę go to męczyło. I serio, to mogło przydarzyć się każdemu, a musiało akurat jemu. Owszem, każdy, kogo dotyczyłaby taka sytuacja powiedziałby to samo, ale...
Przysięgam, albo dojdę z nim do porozumienia, albo zabiję jego, siebie, ewentualnie obydwóch. 
Pogłaskał kota po karku, na co ten zamruczał z przyjemności i wbił pazurki w pościel. Crow westchnął ciężko, widząc wskazówki zegara. Jutro wtorek, miał dwa sprawdziany i trzy kartkówki, a chęci w ogóle. Zresztą, żeby jakkolwiek następnego dnia funkcjonować, za jakieś dwie godziny powinien się położyć spać.
Wolał już teraz, olał obowiązki.

^*^


Obudził się rano z myślą, że koniecznie potrzebuje prysznica; miał wrażenie, że ten kot się na niego w nocy zrzygał. Musiał zapamiętać, by jak najrzadziej dopuszczać go do łóżka, to niehigieniczne.
Zszedł na dół do kuchni, susząc jeszcze mokre włosy ręcznikiem. Zastał tam matkę, która sypała płatki kukurydziane do miski. Zalała je mlekiem i postawiła przed nim na stole, sama pijąc kawę, która na pierwszy rzut oka wyglądała na niedokładnie zaparzoną.
- Na nic ambitniejszego mnie dzisiaj nie stać - wytłumaczyła, przecierając twarz dłońmi.
- W porządku - westchnął. I tak na nic większego nie liczył. - Dzięki. Wiesz, chyba dzisiaj zostanę w domu.
- Coś nie tak? - zaniepokoiła się. - Jeżeli coś cię boli, to zaraz skoczę do apteki...
- Nie, spokojnie. Nie przygotowałem się - wyjaśnił, zaczynając jeść. W sumie, to dawno nie jadł czegoś aż tak prostego, jakaś odmiana.
Kiwnęła głową i wysiliła się na uśmiech. Nutty zamyślił się, patrząc na nią. Zastanawiał się, dlaczego tak bardzo przeżywała chwile, kiedy ojciec się upijał. Nie robił tego przecież pierwszy raz, można było się przyzwyczaić... Ona... Hm, nie wiedział, może czuła się winna i bezwartościowa, skoro nie mogła temu zaradzić. Cóż, prawda była taka, że ojcu już się tej natury wyprzeć nie dało.
- Pójdę potem na zakupy - oznajmiła. -Mam dzisiaj wolne, więc zadbam trochę o dom. Pójdziesz ze mną?
- Myślisz, że to dobry pomysł, skoro nie będzie mnie w szkole? - poddał to wątpliwościom.
Szczerze, sam nie zawsze szanował matkę, ale kiedy wyglądała na potrzebującą wsparcia, to jej go udzielał.
- Pominiemy te tereny - mrugnęła mu wesoło.
Przytaknął. Miał jedynie nadzieję, że te zakupy nie równają się kilkugodzinnym chodzeniem po odzieżowych... Nie był aż tak skłonny do poświęcenia się.

^*^


- Nie chciałem dostać kolejnej szmaty, wiesz przecież - machnął ręką tak, jakby rozmawiający z nim przez telefon Michael miał to zobaczyć. - Chociaż nie wiem, co lepsze...
- O co chodzi? - Nutty'ego trochę denerwował ten hałas w tle. Szkolne łazienki to nie najlepsze miejsce na rozmowy.
- Zastanawiam się, w którym sklepie z ciuchami już jestem. I którą torbę do niesienia właśnie mi dołożono - powiedział dobitnie, patrząc na matkę, która tylko się uśmiechnęła. - Masz pozdrowienia...
- Podziękuj, wzajemnie. Ciekawe, komu powinienem powiedzieć, że zamiast uczyć się w szkole, na zakupach się szlajasz - granatowowłosy udał, że się zastanawia. - No, może naszej wychowawczyni, hmm?
- Powiedz tej szmacie choćby słowo, a umrzesz tragicznie - Crow syknął i usłyszał w odpowiedzi śmiech przyjaciela.
- Tak, tak. Grozisz mi, a potem będziesz chciał zeszyty.
- Właśnie, przyjdź wieczorem, dobry pomysł - kiwnął głową samemu sobie.
- Wiedziałem... - westchnął zrezygnowany. - Przerwa mi się skończyła, do potem.
- Jasne - rozłączył się.
Postawił torby na ziemi i przykucnął przy wejściu do sklepu. Zastanawiał się, skąd matka wzięła tyle kasy; miał tylko nadzieję, że nie z konta ojca, bo nie chciał znowu jakiejś zupełnie niepożądanej reakcji z jego strony.
Poczuł się dziwnie, kiedy ktoś zatrzymał się obok niego. Nie lubił sytuacji, w których ktoś zatrzymywał się obok niego i czegoś chciał... Ale gdy spojrzał w górę zorientował się, że ten ktoś przystanął do stojącej obok popielniczki.
Przyjrzał mu się ukradkiem. Był to względnie dorosły już mężczyzna; wyglądał na studenta. Miał trochę rozczochrane, przydługie, kasztanowe włosy i baczki. Wyglądał w porządku; nie był przesadnie umięśniony, ale nie wyglądał też na słabego. Nosił zwykłą, lekko przetartą już ciemnożółtą kurtkę i dżinsy. I, hmm...
W tym momencie zaczął się zastanawiać, po co właściwie zwraca taką uwagę na kogoś, kogo nie zna. Może dlatego, że matka się niewiarygodnie grzebie w tym sklepie... Nigdy więcej się na to nie zgodzi.
Nagły napad silnego kaszlu nieznajomego wystraszył go i wyrwał z rozmyślań. Niepewny, co ma zrobić, poczekał, aż to minie i zapytał, czy wszystko w porządku.
Tak właściwie, to dopiero wtedy mężczyzna zwrócił na niego uwagę.
- Tak, tak, dzięki, chyba się przeziębiłem... - machnął na to ręką.
- Jesteś pewien? - Nutty zmarszczył brwi, wstając.
- Tak, nie musisz się o to martwić - skończył palić i niemal natychmiast wyciągnął z paczki kolejnego. Czerwonowłosy nie przepadał za papierosami, więc odrobinę go to odrzucało.
Usłyszał dźwięk otwierania drzwi automatycznych. Ucieszył się, widząc w nich matkę.
- O Nutty, chodź, zobaczymy jeszcze tam... - ... cieszył się, dopóki nie powiedziała tego.
- Piąta godzina zakupów, ja wracam do domu - westchnął, schylając się po torby.
- Ale...
- Nie.
Nawet nie zauważył, kiedy nieznajomy sobie poszedł. Wzruszył na to jedynie ramionami.

^*^


Cleverbot: cześć

Gdzieś cię mam - pomyślał Nutty, widząc zaczepkę Bena - Nie rozmawiam z tobą.

Cleverbot: cześć
Cleverbot: cześć 
Cleverbot: hej

Dobra, powinien zacząć uczyć się na sprawdziany, które były...

Cleverbot: widzę, że jesteś 
Cleverbot: zagraj ze mną 
Cleverbot: włącz Majora's Mask

I w ogóle zacząć się uczyć. Tak, postanowienie tego roku, średnia minimum cztery zero.

Cleverbot: zabawne, boisz się

Tylko coś zdecydowanie mu przeszkadzało... I nic nie dawało to, że wyłączył głośniki albo komputer.

User: daj mi w końcu spokój 
Cleverbot: co dziś robiłeś? 
User: nie zainteresuje cię to 
Cleverbot: lubię zakupy. 
User: po cholerę pytasz, skoro wiesz? 
Cleverbot: bo tak jest zabawniej. chciałem dowiedzieć się od ciebie
User: ok.

Nieznajomy nic tak właściwie nie robił, ale był strasznie irytujący. Od razu spróbowałby się go pozbyć, gdyby był taki jak czarnowłosy. Szczęście, bo nie był.


^*^


- Cześć, rozgość się - wpuścił chłopaka do pokoju, samemu zasłaniając monitor, chcąc dać Benowi do zrozumienia, by się nie odzywał. Obiecał mu, ze jeżeli ten zrobi cokolwiek, zniszczy dyskietkę.
- Już to zrobiłem, nie musiałeś mówić - Michael wzruszył ramionami, siadając na łóżku. Czerwonowłosy przewrócił na to oczami.
Patrzył, jak granatowowłosy wyciąga z plecaka zeszyty i zostawia je na podłodze przy łóżku. Potem rozłożył się na nim i zamknął oczy.
- Powiedz mi jeszcze, że masz piżamę w torbie - Crow uniósł brew, przeglądając jeden z zeszytów. - Powiedz, to ty się tak rozpisałeś, czy to ja mam takiego pecha, że nauczyciel, który normalnie podaje dwa zdania, podyktował nam zamiast tego dwie strony?
- To drugie, panie leniwy. Rekord należy do matematyki, siedem.
- Pierdolę to - skwitował niezadowolony. - Wezmę tylko fizykę i angielski.
- Po to kazałeś mi dźwigać cały plecak, by wziąć ostatecznie tylko dwa zeszyty? Żartujesz sobie?
- Nie wyolbrzymiaj - westchnął, będąc na tyle dobroduszny, by spakować resztę do torby Michaela.
Usiadł przy biurku i zaczął przepisywać, nie przejmując się szczególnie obecnością przyjaciela. Ten zresztą zajął się swoim telefonem, więc nie miał jakichś wyrzutów.
Może powinien rozważyć zaoferowanie Michaelowi zamieszkanie u niego na stałe, bo przynajmniej było cicho i nikt niepożądany mu nie przeszkadzał.
Zastanawiał się, ile czasu przyjdzie mu spierać się z tą nienormalną sytuacją.
A także - ile razy już przeklął, przepisując notatkę z fizyki?

^*^


Cleverbot: kilometr 
Cleverbot: osiemset metrów 
Cleverbot: pięćset metrów 
Cleverbot: przygotuj się, będziesz miał gościa 
Cleverbot: zastanawiam się, kiedy przyjdziesz 
Cleverbot: skończ się już myć, bo cię zaskoczy
Cleverbot: Nutty
Cleverbot: pięćdziesiąt metrów 
Cleverbot: och, cóż... 
User: zamknij ryj, Ben

Czarnowłosy westchnął ciężko i usiadł na fotelu, zasłaniając ręką oczy. Był cholernie zmęczony, nie miał okazji porządnie odpocząć odkąd tylko zjawił się w tym miasteczku. Jasne, wiedział, że wiązało się to z tym, co robił i nie zamierzał przestać, ale... Cholera, czy naprawdę reszta na tyle ceniła tych zabitych? To tylko ludzie, jest ich mnóstwo...
Miał wrażenie, że gliny wiedziały o tym, że nie tylko zabijał, ale i chował się na tym terenie. Owszem, mógł mordować ich po kolei, ale ile czasu można walczyć z tym samym, nudnym przeciwnikiem?

Cleverbot: wiesz, nic nie mówię.
User: i niech tak zostanie
Cleverbot: zaraz i tak stąd pójdziesz, nie pozwoli zostać ci długo
User: spierdalaj

- Ja o tym zdecyduję - mruknął do siebie, wyłączając stronę. Zdenerwował się, kiedy ta włączyła się ponownie.
Minęła krótka chwila, zanim drzwi do pokoju otworzyły się i pojawił się w nich Nutty, wycierający mokre włosy ręcznikiem. Jako, że drzwi do łazienki znajdowały się naprzeciwko jego własnych, miał na sobie tylko bokserki.
Kiedy zobaczył wygodnie rozłożonego się na jego krześle chłopaka, poczuł  wyraźne zrezygnowanie. Zamknął za sobą drzwi i machnął na niego ręką, podchodząc do szafy.
- Zrobiłbym ci zdjęcie, ale nie mam telefonu - powiedział jakby zawiedziony. - "Widzę, że czujesz się dość swobodnie" - dodał, czytając wypowiedź Bena.
- Czego tu znowu chcesz? Ktoś cię w końcu przyłapie i obaj będziemy mieli przejebane - odparł niechętnie, szukając jakiejś koszulki. Narzucił na siebie pierwszą lepszą.
- Spokojnie, w razie konieczności ci pomogę, wspólniku - zaśmiał się na własne słowa.
Czerwonowłosy przewrócił oczami, słysząc to. Nie chciał nim zostać, a czarnowłosy dobrze o tym wiedział. Nutty mu nie pomagał, to nieznajomy sam ustanowił sobie jego mieszkanie jako schronienie; to, że darował mu za to życie, było jego zachcianką. Piętnastolatek nie miał z tym nic wspólnego.
- Zabijając kolejnych? Dobre rozwiązanie - zironizował,  na co tamten tylko się uśmiechnął w swoim stylu.
- Mój sposób na życie - odparł, nie przejmując się tym zbytnio. - Jakbyś jeszcze nie zauważył, planuję tu dzisiaj zostać. Mogę, prawda?
Crow spojrzał na niego niechętnie, z lekkim wyrzutem jakby.
- Już o tym zdecydowałeś. Oczekujesz, że co ci odpowiem?
- Że mogę spać w twoim łóżku.
- Śpisz na podłodze.
- Nie zapominaj się, Nutty~
- ... Taki brudny mi do łóżka nie wejdziesz - zaoponował.
- To gdzie masz łazienkę? - zapytał niewinnie, wychodząc z pokoju.
- Przestań mi się panoszyć po domu! - warknął czerwonowłosy, idąc za nim.
Kątem oka zauważył długi ciąg "hahaha" na cleverbocie.

User: SPIERDALAJ
Cleverbot: ty też zaczynasz? :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz