"Do twojego domu"
Shizaya, oneshot, shounen ai
Wszystkie uczucia w tym są szczególne, iż wierzymy, że tylko my je odczuwamy.
- Jean-Paul Sartre
Nienawidzę tych dni. Tych dni, w których Shinra stwierdza, że fajnie i zabawnie byłoby, gdybyśmy spędzili przerwę na lunch nie tylko w swoim towarzystwie. I idzie na dach. A ja, nie mając nic innego do roboty, posłusznie podążam za nim. I wtedy spotykam jego. Te krwistoczerwone oczy, kruczoczarne włosy i momentami wręcz sadystyczny uśmiech.
Orihara Izaya. Mój największy wróg.
- Shizu-chan! - jak zawsze na twarz czarnowłosego wpełzł wredny uśmiech, kiedy tylko mnie zobaczył. - Stęskniłeś się, przyszedłeś mnie ujrzeć? To takie piękne~!
Zacisnąłem pięści ze zdenerwowania. Czy on nigdy nie może się powstrzymać, zawsze musi mnie prowokować? Rozejrzałem się wokoło, ale nie znalazłem niczego, czym mógłbym spowodować rozległe szkody na jego ciele, więc pozostało pierdolnięcie go z prawego sierpowego. Starałem się jednak zachowywać, zwłaszcza, że nie chciałem dostać od dyrektora kolejnej reprymendy z groźbą, iż wylecę ze szkoły. Co jak co, ale zamierzałem ją skończyć. Niestety, kleszcz mi tego nie ułatwiał.
Rozsiadłem się tak, aby nie było mnie widać z dołu, ale żebym mógł obserwować uczniów. Zastanawiałem się, co zrobić - wypić swoje ulubione, waniliowe mleko, czy zapalić? Obie rzeczy w miarę mnie uspokajały, ale chyba jednak teraz potrzebowałem bardziej szluga, toteż po chwili znalazł się on pomiędzy moimi wargami. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym z ust.
- Nie możesz, Shizu-chan! - pchła pomachała palcem jak dla małego dziecka. - Papierosy są złe, umrzesz! - powiedział sztucznie przejętym głosem.
Złamałem skręta na pół, patrząc na chłopaka wściekle. Ponownie zacisnąłem pięści, zaś Izaya wyciągnął ten swój nożyk. Kadota - jak zawsze zresztą - miał nas w głębokim poważaniu i jadł swój lunch, a Shinra z pewnością chciał nam jakoś przeszkodzić, ale nie potrafił.
- Przestań mi matkować - warknąłem, podnosząc się.
Cóż, panowanie nad swoimi emocjami zawsze sprawiało mi trudność. A już szczególnie bardzo irytował mnie fakt, że menda kłamała, kręciła i bawiła się moim kosztem, żeby tylko zobaczyć, jak reaguję i w razie czego to wykorzystać. To naprawdę przebiegła żmija.
I wtedy ta przebiegła żmija uczyniła coś, co mnie zaskoczyło - schowała swój scyzoryk i podniosła ręce w geście poddania. Zamrugałem kilkakrotnie, myśląc, że się przewidziałem. Po chwili jednak zmarszczyłem brwi - Orihara poddałby się tak szybko?
Mimo to, wzruszyłem ramionami i spojrzałem na uczniów na dole. Nie, żeby mnie interesowali. Po prostu nie wiedziałem, co zrobić.
- Dotachin~! - zerknąłem na czerwonookiego kątem oka.
Właśnie wygodnie rozsiadł się na kolanach Kyohei'a. Poczułem ukłucie bólu. Dziwny był stan, w którym się teraz znajdowałem. Jakby nie obchodziło mnie, co robi pijawka, lecz jednocześnie chciałem, aby przestał. Chwilami mi się wydawało, że Izaya dobrze wiedział, co do niego czuję i specjalnie leciał do brązowowłosego. Że był świadomy, iż robi mi tym krzywdę.
Nie miałem jednak czasu na dalsze rozmyślania - zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy. Pierwszy zszedłem z dachu, a za mną powędrowały zdziwione spojrzenia pozostałej trójki. No tak. Zazwyczaj zbierałem się z niego ostatni.
***
- Hej, a słyszeliście o tym? - zaczął Kishitani, a już po chwili wszyscy się śmiali.
Wszyscy, tylko nie ja. Mi jakoś do śmiechu nie było. Szedłem zamyślony, sam do końca nie wiedząc, co krąży po mojej głowie. Jedyne, czego byłem świadomy, to to, że myślą przewodnią był ten kruczowłosy dupek.
Byliśmy już po zajęciach i zmierzaliśmy do domu. Właściwie, to czekałem aż się jak najszybciej rozejdą, abym mógł w spokoju dotrzeć do mieszkania. Niestety, żaden się do tego nie palił - ani Shinra, ani Kadota, a już na pewno nie kleszcz.
- Shizu-chan! - usłyszałem głos, który i kochałem, i nienawidziłem. - Czemu się trzymasz tak z tyłu? Wstydzisz się nas? Hej, Shizu-chan~! - pasożyt podskoczył do mnie i zaczął mi się uważnie przyglądać.
Już po chwili stwierdził, że zabawniej będzie, jeżeli będzie szedł tuż przede mną, tyłem. W ten sposób mógł idealnie obserwować moją twarz i zachowanie. A każdy już wiedział - czarnowłosy miał obsesję na punkcie odczuć ludzkich. W takim razie tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego obrał mnie sobie za cel - w jego oczach nie jestem człowiekiem, a bestią. Zakochałem się w osobie nieświadomej nawet tego, iże potrafię żywić takie uczucia. O ironio, ty moja nemezis.
Widząc, że prędzej się zestarzeję, niźli mnie zostawią, sam postanowiłem ich opuścić.
- Jestem głodny - powiedziałem w sumie zgodnie z prawdą. - Więc, jeżeli pozwolicie, pożegnam się teraz z wami. - haa, coś za grzecznie na mnie...
I Kyohei, i Kishitani przytaknęli, dalej ze sobą rozmawiając. Jedynie Izaya nie zareagował. Wzruszyłem ramionami i skierowałem się w stronę Rosyjskiego Sushi. Niestety, nie dane mi było spędzić tej odległości samotnie - Orihara podbił do mnie po jakichś pięciu minutach.
- A wiesz, Shizu-chan? - zaczął. - Masz całkiem dobre wyczucie czasu. Akurat też zgłodniałem! - uśmiechnął się szeroko.
Zastanawiam się, kiedy z bezczelnego, wrednego dupka znowu zmienił się w tego przyjemnie irytującego przyjaciela. W sumie, zmieniał swój charakter coraz częściej. Znowu wzruszyłem ramionami. Przez całą pozostałą drogę - o dziwo - pijawka się nie odzywała.
***
- Shi-zu-o! I-za-ya! Miło was widzieć! Zjedzcie w Russia Sushi! Sushi dobre, sushi smaczne! - na horyzoncie pojawił się Simon.
- Porcję ootoro proszę! - pchła zignorowała Brezhneva, bezceremonialnie wpychając się do lokalu.
Westchnąłem cięrpiętniczo i posłałem przyjacielowi przepraszające spojrzenie. Już po chwili dołączyłem do ciemnowłosego. Trochę niezdecydowany, w końcu wybrałem to samo, co on. Niezbyt się najadłem - mój "kolega" skończył szybciej ode mnie i postanowił być złośliwy, więc zabrał moje jedzenie.
Wyszedłem z baru mało zadowolony. Głównie dlatego, że pasożyt nadal nie zamierzał mnie zostawić.
- Heej, Shizu-chan~! - znowu pojawił się tuż przede mną. - Zaproś mnie do swojego mieszkania!
Ten gość naprawdę zaczyna działać mi na nerwy. No bo po co to wszystko? Niech idzie do domu, a nie robi mi nadzieję! Czułem, że zaraz się załamię. Moja nemezis znowu się odezwała, podsuwając pewną myśl - okazuje się, że nie jestem tak silny, jak przekonani byli inni i ja sam zresztą też.
- Słuchaj... - zacisnąłem pięści, nawet nie spoglądając na niego. Nie chciałem, by miał tę satysfakcję. - W co ty pogrywasz...?
Zerknąłem na niego dyskretnie. Był autentycznie zdziwiony. Albo taką przybrał maskę.
- Ale o co ci chodzi, Shizu-chan? Ja po prostu chcę iść do twojego domu! - uśmiechnął się.
- Nie zgrywaj debila! - warknąłem. - Dlaczego to robisz? Dlaczego... - zamilkłem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Izaya spoglądał na mnie jeszcze chwilę zdumiony, po czym znowu rozjaśnił swe lico uśmiechem. Musiałem przyznać - nieważne czy ten uśmiech był wręcz sadystyczny, czy zwykły, wesoły, to z każdym wyglądał zniewalająco. Ja pierdolę. Heiwajima, co ty ćpałeś? Ten zjebany doktorek znowu ci czegoś dosypał, prawda?
Myślałem, że padnę trupem, kiedy Orihara podszedł do mnie... i tak po prostu pocałował. Na początku to było delikatne muśnięcie, jednak po chwili chłopak utorował sobie drogę, wkładając mi język do ust. I wtedy zaświeciła mi się ostrzegawcza lampka, a ja odepchnąłem go. Wyglądał na lekko urażonego. Zaśmiałem się histerycznie i walnąłem się na ławkę, ponieważ akurat byliśmy w parku.
- Ja wiem, że jesteś jebaną szują, która nie zważa na uczucia innych, ale teraz przesadziłeś. Ty-
- Kochasz mnie, prawda, Shizu-chan? - w głowie rozbrzmiał mi jego melodyjny głos.
Chyba nie do końca dotarło do mnie to, o co przed chwilą zapytał. Oniemiały, nieświadomie przytaknąłem.
- Więc dlaczego ci to przeszkadza? - zrobił się jakiś poważny.
- Bo to oczywiste, że tylko się mną bawisz! - syknąłem, otrząsając się.
- A skąd wiesz? - teraz się chyba zdenerwował. - Uważasz, że tak dobrze mnie znasz? Co, Shizu-chan? - podszedł do mnie. - Bardziej mylić się nie możesz, bo nie wiesz o mnie nic. To ja wiem wszystko o tobie. Mam każdą informację: co cię złości, co cię raduje, kto jest dla ciebie ważny... Znam każdą twoją słabość! Na początku nie wierzyłem, że to ja jestem twoim obiektem westchnień. Myślałem, że to żart. Ale z upływem czasu przekonywałem się o tym coraz bardziej. I coraz bardziej... - urwał, ale po chwili dokończył. - ... coraz bardziej mi się to podobało i cieszyłem się tym.
Patrzyłem na niego w szoku. No tak, może zaraz zwinę się w kłębek i załkam żałośnie, modląc się, bym nie budził się z tego snu?
- Dlatego... zaakceptuj moje uczucia, Shizu-chan - szepnął i znowu mnie pocałował.
Tak odkrycie. Przy wszystkich. I nawet, jeżeli kłamał... przynajmniej zdobędę jakieś dobre wspomnienie, prawda...?
Wplotłem palce w jego włosy, pozwalając, by usiadł na mnie okrakiem. Tym razem to ja przejąłem inicjatywę. Kiedy tylko uchylił usta, wsunąłem tam swój język. Chwilę pieściłem nim jego podniebienie, by potem złączyć i swój, i jego w "tańcu", jak to różne osoby zwą. Pomimo, że teraz teoretycznie byliśmy na równi w tym, co robiliśmy, ja nadal dominowałem. Objąłem czerwonookiego w pasie, przyciągając do siebie. Kiedy zabrakło nam oddechu, przerwaliśmy pocałunek. Z kącika ust poleciała mu nasza wspólna ślina. Ogółem, cały się delikatnie rumienił.
- To... pójdziemy do ciebie? - szepnął, uśmiechając się nieśmiało.
Orihara Izaya. Mój największy wróg. I nie chodzi tu o nienawiść. Wyniszczasz mnie, ponieważ sprawiasz, że nie mogę się od ciebie oderwać. Jak narkotyk, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz